Dylemat. Być jak Meghan Markle czy Elsa z Krainy Lodu?
Podczas przymusowego przebywania w domu z uwagi na nieszczęsne przeziębienie musiałam coś zrobić z nadprogramowym czasem i odrobiną psychologiczno-zawodowego masochizmu. A że zbiegło się to z premierą szumnie zapowiadanego serialu dokumentalnego o Harrym i Meghan, niewiele myśląc zanurzyłam się w kolejne odcinki aż do końca. Czy mam zamiar pastwić się nad życiem royalsów, czy dociekać prawdziwej wersji zdarzeń lub wskazywać, kto jest tym do szpiku kości złym charakterem? Bynajmniej. Ale zwrócić Wam uwagę na napompowaną do granic możliwości postawę ofiary oraz zwalanie całej winy wyłącznie na innych, a i owszem. Wręcz czuję się w obowiązku. Zwłaszcza jako marketingowiec z prawniczym rodowodem.
Szukanie wrogów
Przede wszystkim życie nie jest czarno-białe, choć usilnie stara się nam to wmówić. Taką narrację stosują politycy, ekstremiści, patoinfluencerzy czy narcyzi. Dzięki temu zabiegowi ojcowie konfliktu w prosty sposób pokazują nam dwie możliwości – albo jesteś za nami albo jesteś za nimi. Przy czym ONI to wrogie, a MY to jedyni prawi ludzie, którzy wciąż muszą walczyć z przeciwnikiem. Tym samym stają się ofiarami systemu lub nieczystej gry innych (katów).
Nie da się zaprzeczyć, że Harry i Meghan stawiają siebie w takiej roli. Ofiar Instytucji, rodziny królewskiej, paparazzi, rasizmu, maskulinizmu i czego jeszcze dusza zapragnie. W zasadzie każdy z tych odcinków opowiadał o pewnym rodzaju prześladowania, z którym musieli się zmierzyć. A że jako ludzkość współczujemy chorym, biednym lub uciśnionym, angażujemy się coraz bardziej w tego typu historie.
Musimy jednak zdawać sobie sprawę z tego, że wszystko, co widzimy w telewizji, w Internecie lub na łamach gazet może być równie prawdą co opowiastką wyssaną z palca albo wykreowaną przez piarowców. Nasza empatia jest po prostu wykorzystywana dla większych wyświetleń, nakładów czy intratnych kampanii reklamowych. Bo jeżeli nie wiadomo o co chodzi, to oczywiście chodzi o pieniądze, w dalszej kolejności popularność, zemstę i karmienie czyjegoś ego.
Rozwiązywanie problemów a ich tworzenie
Jestem na taki etapie życia, że bliżej mi do śpiewania wraz z Elsą z Krainy Lodu piosenki „Mam tę moc” niż skakania pod sceną na Woodstocku. Abstrahując jednak od warstwy artystycznej. Pozbawiając Elsę bajkowej otoczki to czy jej postawa nie jest budująca? Czy to nie powinien być wzór? Przecież powiedzenie sobie „Mam tę moc!” dodaje skrzydeł i wiary w swoją sprawczość. Każdy powinien z wypiekami na twarzy podążać za takimi ludźmi.
Teoretycznie tak, a w praktyce wygląda to następująco. Przez to, że rozwiązujesz pojawiające się problemy na bieżąco, nie masz w zasadzie o czym opowiadać. Nie wierzysz, to się przekonaj. Pękła mi rura w łazience, ale odłączyłam wodę, wezwałam hydraulika i po godzinie przyjechał naprawić mi kran. Koniec historii. Zero negatywnych emocji. Koniec problemu, więc przechodzimy do porządku dziennego.
Niestety nic tak nie przyciąga uwagi odbiorcy jak niebezpieczeństwa, dramy, wzbudzanie strachu czy właśnie nadmienionego wcześniej współczucia. Dlatego o wiele większym zainteresowaniem cieszyłaby się moja podrasowana historia o zepsutym kranie. Gdybym zalała mojego okropnego sąsiada z dołu i musiała mu zapłacić odszkodowanie, bo akurat dzień wcześniej skończyło mi się ubezpieczenie mieszkania, to dopiero byłby news dnia.
Wszyscy moi słuchacze przekazywaliby wiadomość o moim nieszczęściu. Część z nim komentowałaby moje zachowanie. Pozostali zastanawialiby się jaki mi pomóc. Wyobrażaliby sobie rozwścieczonego sąsiada i moją zapłakaną twarz. Dobrze, chyba już wystarczy tej wizualizacji. Znacie te sytuacje oraz odczucia z autopsji. Zapewne wielokrotnie mieliście do czynienia z osobami, które jak magnez przyciągają nieszczęścia i opowiadają o nich z jeszcze większą pasją. Choć po prawdzie większości z tych historii można byłoby łatwo zapobiec.
Sprawczość vs. Bierność
Całe moje wywody zmierzają do tego, że prawdziwe działania lubią ciszę i spokój. Wynikają z pracy, strategii, postawy proaktywnej. Nie potrzebują polaryzowania ani poniżania konkurentów. Przemyślane i celne działania doprowadzają do osiągnięć, z których możemy być dumni. Zwłaszcza, jeżeli po drodze się czegoś nauczyliśmy i pokonaliśmy swoje słabości.
Jeżeli jednak ktoś buduje swoje całe jestestwo na dramach, na kreowaniu świata nieprzyjaznego lub tworzeniu problemów (tam, gdzie ich nie ma), to ma w tym swój interes. Przeważnie to jej/jego jedyna droga, by zaistnieć. By być w centrum uwagi bez względu na wszystko.
Dlatego odsiewaj historie a atencjuszy demaskuj. W końcu księżniczka księżniczce nierówna.
PS. Szkoda Waszego czasu na serial „Harry & Meghan”, bo nic wartościowego nie wniesie w Wasze życie. Wystarczy, że ja go poświęciłam.