Jak się żyje w Białymstoku?
Jest to pytanie z gruntu: jak się żyje przeciętnemu Kowalskiemu, albo jak się żyje na bezludnej wyspie? W zależności bowiem od życiorysu i preferencji danej osoby, na co innego zwraca ona niestety swoją uwagę, zatem trudno wyznaczyć sobie jakieś obiektywne kryteria. Przedstawię Wam subiektywny obraz Białegostoku, do którego jestem przywiązana.
Był rok 1989, gdy na ul. Ogrodowej na widok tego świata wrzasnęłam w niebogłosy – zresztą jak większość noworodków. Jak mnie przywitał Białystok? Na szczęście nie liściem w twarz, ale trudno upatrywać w geście położnej wybitnej gościnności. Za oknem szpitalnym śnieżnie, co nie dziwi, bo to w końcu Białystok, a przede wszystkim mieliśmy luty.
Początek lat 90. stanowi mglistą wyrwę w mej pamięci. To co wtedy mało znaczenie, to zabawa w piasku, na drabinkach, huśtawkach czy w chowanego. Oczywiście i mnie przydarzyło się bawić w chowanego w Domu Handlowym „Central”, który wtedy wydawał mi się ogromny, a obecnie nie ma się co ścigać z Centrami Handlowymi w moim współczesnym mieście.
Później Białystok pokazywał mi się dość często za szybą samochodu. Miałam nawet swój ulubiony tunel, który teraz jest nieczynny, gdyż zastąpił go nowy im. Gen. Augusta Emila Fieldorfa „Nila”. Na zakupy jeździło się do „Marko” (nie mylić z „Makro”), a lepsze sklepy z ciuchami znaleźć można było w Centrum. Pamiętam też przepyszne rurki z krem, których stanowczo zjadłam za mało w dzieciństwie.
Białystok to dla mnie również szpitale – związane są z nimi także miłe wspomnienia, nie tylko sonda przez nos. Będąc jedynaczką cieszyłam się z możliwości przebywania z dziećmi, a nie tylko z dorosłymi. Chociaż zabawa w tłuczenie rtęciowych termometrów raczej nie należała do bezpiecznych, a niektóre dziewczynki były strasznymi beksami, to ani moja fizyczność ani psychika na tym nie ucierpiały.
Powiedzmy, że po Białymstoku umiałam się poruszać mniej więcej w gimnajum. Nie mam na myśli peryferii, lecz najważniejsze ulice i drogi dojazdu. Stare, rozklekotane autobusy, którymi miałam przyjemność samodzielnie podróżować, miały taką przewagę nad nowszymi wersjami, że posiadały dużo punktów wywietrznych. Kto nie jechał w klimatyzowanym autobusie latem, ten wie o co chodzi.
Zanim rozpoczęłam naukę w liceum, IIILO przy Pałacowej postanowiło usunąć kraty z okien, jednak nie zmieniło to dotychczasowej polityki wobec sposobu nauczania. Nie ważne jak wyglądasz, czy zmieniasz obuwie, na jakie zajęcia dodatkowe uczęszczasz, kim są Twoi rodzice, dziadkowie, sąsiedzi i tak musisz wkuć encyklopedię, bo inaczej nie damy Ci żyć. Matura zdana, a ja jakoś żyję nadal.
Osiemnastki!!! Kluby zaczynały otwierać swoje drzwi dla młokosów takich jak ja. Bądźmy jednak szczerzy, już wcześniej chodziłam do Loftu i chyba na zawsze będę miała sentyment do tego miejsca, którego już nie znajdziecie na mapie Białegostoku. Wykres pokazujący liczbę osób poznanych w jednostce czasu windował w górę jak oszalały. To takie piękne, gdy weekend zaczyna się we wtorek…
Aby dojść z mojego liceum na wydział prawa wystarczy zbiec z górki w stronę Pałacu Branickich, pokonać rondo im. Lussy, przejść przez Park Stary im. Poniatowskiego mijając Teatr im. Aleksandra Węgierki. Naprawdę blisko i szybko. I w tej kwestii Białystok, powiększając się kurczy – jakkolwiek by to nie zabrzmiało. Pewnie z tej przyczyny denerwują mnie dzisiaj korki i długość jazdy w innych miastach, bo nie jestem do nich na co dziń przyzwyczajona.
Jest spokojnie, czasem nadto, zwłaszcza, gdy Białystok przeżywa ciąg świąteczny od świąt katolickich do prawosławnych. Gdy zaś w atmosferze nie wyczuwa się zapachu egocentryzu i wyścigu szczurów, życie innych staje się idealnym przedmiotem rozmów. Mojemu rocznikowi na studiach wystarczył miesiąc by się poznać, a drugi by wysnuć wnioski. Nie każdemu taki układ odpowiada, ale zainteresowanie innych przydaje się, gdy potrzebujemy pomocy. Zatem można się do tego przywyknąć na tyle, że teraz, gdy nie spotykam znajomego „przypadkiem” na mieście, czuję się nieswojo.
Z wiekim stałam się wygodnicka, ale nie z mojej winy. Nie będę ukrywać, że związek z Białymstokiem mi służy. Wykształcił mnie, poznał mnie z serdecznymi ludźmi, otworzył mnie na zmiany, przyzwyczaił do estatyki, kolorów i komfortu życia w mieście. Od Białegostoku można uciec jedynie do Warszawy, coraz częściej z powodu pracy.
Jak długo będzie dane mi tutaj żyć? To się okaże.