Nie wyobrażam sobie tego po 30…
Trzydzieste urodziny mignęły mi już jakiś czas temu. Choć jak każda kobieta żywię nadzieję, że tego wieku aż tak nie widać na pierwszy rzut oka. Jednak pokładam ogromną wiarę w to, że dojrzalsze postrzeganie rzeczywistości przynajmniej słychać i czuć w kontakcie ze mną. I mogłabym się teraz śmiać z samej siebie sprzed 10 lat, tak jak mogłabym to robić za kolejne 10 wspominając chwilę obecną. Aczkolwiek to co chciałabym przekazać przybierze bardziej formę rewizji a nie śmiesznej autokrytyki.
Tak się składa, że 3 rzeczy, o których dzisiaj wspomnę, traktuję niezwykle poważnie. O wiele bardziej niż Donald Trump swoja fryzurę. Myślę, że nie tylko ja doszłam do takich a nie innych wniosków, ale pragnę się podzielić swoim punktem widzenia. Odmiennym niż wtedy, gdy miałam te 20 lat.
Nie wyobrażam sobie, że ktoś mnie utrzymuje
Polska lat 90. to był trochę zaściankowy świat, zwłaszcza ta cześć na wschód od Wisły, gdzie dorastałam. My dzieci postkomuny widziałyśmy, że ojcowie zarabiają pieniądze, a matki też czasem pracują, ale głównie to one dbają o dom, gotują, piorą, zostają przy dzieciach, gdy te chorują oraz zajmują się dziadkami. I gdy patrzysz na to przez lata wydaje Ci się, że tak to powinno wyglądać. Mężczyźni czy rodzina dostarczają środki, a kobiety wtedy zajmują się wszystkim innym. Z jednej strony może być to wygodne, bo ktoś inny nas utrzymuje i możemy skupić się na innych sferach. Ale niestety rodzi to także ogromne poświęcenie ze strony kobiet. Rezygnują z niezależności finansowej głównie dla dobra innych. Problem pojawia się, gdy nagle zostają same. Muszą sobie poradzić startując od zera i dociera do nich jak wiele lat straciły.
Myślę, że bardzo dużo czasu zajęło mi faktyczne wyznaczenie granic i uzmysłowienie sobie mojej roli. Przez ostatnie lata stawiałam o wiele bardziej na budowanie swojej przyszłości. Inwestowałam w siebie, swoją wiedzę i w moją działalność. Wszystkie podróże czy inne przyjemności pokrywałam z własnej kieszeni. W relacjach stawiałam na 50/50. I tak, muszę przyznać, że jestem dumna z tego, że sama ponoszę koszty swego utrzymania. Nie muszę się przed nikim rozliczać (poza urzędem skarbowym), ani czekać na czyjąś dobrą wolę. Prawda jest taka, że nie wiemy jaka będzie przyszłość i nie mamy co liczyć, że ktoś weźmie za nas pełną odpowiedzialność. My kobiety, musimy po prostu mieć poczucie, że decydujemy o swoim życiu, a w tym na pewno pomaga niezależność finansowa.
Nie wyobrażam sobie, że nie dbam o swoje zdrowie
Stali czytelnicy bloga już zapewne słyszeli o tej historii. Miało to miejsce jakieś 6 lat temu. W telegraficznym skrócie: trafiłam na SOR z anemią zagrażającą życiu. Mój skrajnie niski wskaźnik hemoglobiny we krwi powinien trafić do podręczników medycyny albo przynajmniej do księgi Guinessa. W sumie przetoczono mi 10 jednostek krwi i do dziś dziękuję dawcom za uratowanie mi życia. Po transfuzjach czułam się tak niesamowicie jakbym z zakopconej Nowej Huty trafiła do alpejskiej wioski. W końcu żadna komórka mego ciała nie narzekała na brak tlenu. Wprawdzie przypłaciłam to problemami dermatologicznymi, ale przecież nie szkoda róż, gdy płoną lasy.
Ten traumatyczny epizod sprawił, że mój system wartości uległ przetasowaniu. Zaczęłam o wiele częściej myśleć o sobie i swoim dobru. Uzmysłowiłam sobie w końcu, że zaniedbując siebie i poświęcając ten czas innym czy pracy ponad moje siły, tak naprawdę robię większą szkodę niż pożytek. Jeżeli mnie zabraknie to już nikomu nie pomogę i nic nie osiągnę. Logiczne prawda? Tak oto teraz stawiam na profilaktykę. Dowiedziałam się, co wywołuje u mnie anemię. Zmieniłam dietę i styl życia. Regularnie wykonuję badania. Monitoruję swój stan fizyczny i psychiczny. I choć nie zawsze tryskam zdrowiem, to staram się reagować jak najszybciej i rozwiązać problemy zdrowotne na bieżąco (bo mają to do siebie, by urastać do ogromnych rozmiarów). Życie jest zbyt piękne, by z niego tak łatwo rezygnować.
Nie wyobrażam sobie, że zdaję się na los
Możemy podzielić ludzi na dwie grupy: marzycieli (dreamers) i sprawców (doers). Pierwsza grupa, jak się można domyślać, skupia się na sferze wyobraźni, więc stale wizualizuje sobie, co mogłaby robić, kupić czy zobaczyć na żywo. Jednak tych marzeń nie przekuwa w realne czyny. Może tak bujać w obłokach przez miesiące, lata, a nawet dekady. W opozycji do nich jest natomiast grupa druga. Sprawcy są aktywni, więc zamiast po prostu marzyć wyznaczają cele i dążą do ich zrealizowania. Biorąc na siebie wszystkie niedogodności, zakasują rękawy i odsuwają wymówki na bok.
Czy byłam marzycielką? Oczywiście, że tak. Choć trzeba przyznać, że wiele udało mi się osiągnąć w młodości, to wciąż miałam pewne hamulce w głowie. Czułam, że są rzeczy, po które nie jestem w stanie sięgnąć. Ale krok po kroku to się zmieniło. Aż pewnego razu zaczęłam rozpisywać sobie cele (*wcześniej nazywane marzeniami) na dany rok. Tym sposobem nauczyłam się jeździć na nartach, bo dałam sobie deadline do końca roku, więc rzutem na taśmę stanęłam na stoku 20 grudnia. Podobnie było z Florencją – co przy okazji przyniosło w darze zwiedzenie połowy Włoch. Już nie wspomnę o mojej stronie www.liczilex.com.pl dedykowanej prawnikom, którzy chcą rozwijać kancelarię, a także swoją wiedzę sprzedażową i marketingową.
To jak wygląda nasze życie w ogromnym stopniu zależy od tego jak nim pokierujemy. Po 30-stce zdajemy sobie z tego sprawę o wiele bardziej niż dekadę wcześniej. Nie jesteśmy swoimi rodzicami, miejscem, gdzie dorastaliśmy ani nawet obecnymi partnerami. Za to reprezentujemy to, co udało nam się pozbierać przez lata – doświadczenie, umiejętności, mądrość życiową, dążenia i poczucie własnej wartości. Lepszego czasu nie będzie, więc go wykorzystuj najlepiej jak potrafisz.