Kiedyś po prostu należy wypłynąć z portu
Powiedziała mi w akcie desperacji: – „A co jeśli wszystko przez to popsuję? Już nie będzie mnie potrzebował, bo znajdzie kogoś lepszego, a ja będę sama. I co wtedy zrobię?”. On w tej historii może być mężem, chłopakiem, przyjacielem, wspólnikiem czy synem. A ona kobietą, która ma kulturowo zakodowane, że jeżeli się poświęci to dostanie w zamian to samo, a nawet więcej. Będzie miała zagwarantowane poczucie bezpieczeństwa, oddanie, miłość i wsparcie emocjonalnie zawsze wtedy, gdy tego potrzebuje. Więc cierpliwie czeka w porcie z trzykrotnie odgrzanym obiadem i kopertą na stole aż ktoś w końcu przyjdzie. Powinien przyjść, skoro tak się napracowała. Powinien być dla niej dobry w zamian za jej czas i zaangażowanie. Nikt jej jednak nie powiedział, że zamiast tego może śmiało odcumować statek, zaprosić na pokład zainteresowanych i popłynąć do swojego celu. Przyjdą Ci, którym zależy, a nie Ci, którzy mogą mieć w tym interes.
Trudno jest zepsuć coś, co było dobre
Niestety relacje i ich budowane ma tyle wspólnego z matematyką, co zawodnik sumo z baletem. Jakby nie liczyć wymienionych uśmiechów, spędzonych chwil czy kryzysowych sytuacji nie ma wzoru na idealną współpracę albo na wskazanie momentu, od którego należałoby liczyć pełne zaangażowanie w relację. Czasem wystarczy tzw. flow, innym razem trzeba zbliżać się do siebie kroczek po kroczku. Generalnie reguły brak, więc należy się przyglądać i monitorować. I zaskakujące jest jeszcze to, że inwestowanie w relację sprawia, iż trudniej jest ją opuścić. Co to oznacza? Właśnie to, że musi się stać coś naprawdę poważnego lub przelać się czara, żeby ta więź pękła i każdy poszedł w swoją stronę. Jeżeli ktoś spóźnia się na pierwszą randkę to potrafimy lekka ręką skreślić tą osobę ze startu, natomiast godzinami możemy chodzić po sklepach ze swoja połówką i wykazujemy się wtedy dużą cierpliwością. Zatem jeżeli między dwojgiem ludzi zrodziła się więź i każde dało coś z siebie, bo tego chciało, to naprawdę trudno jest to zepsuć poprzez pokazanie swojego zdania czy skonfrontowanie się w jakiejś sprawie. Jeżeli komuś na Tobie zależy, to Twoje dobro będzie równie ważne, co i tej osoby. Dlatego uważam, że śmiało powinno się mówić głośno o swoich potrzebach i czego oczekujesz od danej relacji, gdzie są granice, których inni mają nie przekraczać.
Przez poświęcenie nie stajesz się bardziej lubianą/kochaną osobą
Kobietom z trudem przychodzi pokazywanie światu swoich standardów, bo potrzebują akceptacji otoczenia, więc unikają konfliktów i oddają w ofierze swoje dobro w imię wspólnoty. Tyle że jest to dość krótkowzroczna metoda na zachowanie spokoju. Powiedziałabym, że bliżej temu do gotującej się frustracji, która szybciej skończy się erupcją pretensji wobec otoczenia z kategorii „Znowu nie posprzątałeś po sobie. Wszystko na mojej głowie!”, a w domyśle „Nie kochasz mnie, a tyle za Ciebie i dla Ciebie robię”. Czas niewolnictwa historycznie mamy za sobą. Kobiety wywalczyły prawa wyborcze i równouprawnienie. Są aktywne zawodowe i łożą na utrzymanie domu. Na szczęście obywaczajowo wiele się zmieniło i tak najnowsza generacja mężczyzn potrafi obsłużyć pralkę czy wyprasować ubrania, a w kuchni wyczaruje wyśmienity obiad. Mimo to pokutują tradycyjne wzorce obowiązków, które spoczywają na ramionach kobiet. Przez to pewnie wydaje im się, że gdy przygotują 40 dań na wigilię to nagle rodzina będzie je bardziej kochać, a gdy ktoś nie spróbuje ich tortu, na którego udekorowanie zmarnowały 2 dni swego życia, to znaczy, że je lekceważy i pomija. Wydaje się to absurdalne zachowanie, ale jakże powszechne zwłaszcza w święta.
Nie żyjesz dla kogoś, tylko możesz współżyć z kimś
Poświęcanie się z nadzieją na zauważenie czy odwzajemnienie nie sprawi, że w życiu coś się zmieni ani, że ktoś zmniejszy cierpienie i poczucie samotności. Czasem po prostu wystarczy być sobą wśród innych. Podzielić się kawałkiem swojej historii, zaprosić na pokład statku i popłynąć razem przez chwilę, a może dłużej. Czekanie w porcie skazuje na oglądanie innych statków, które wyruszają za horyzont. Najwyższa pora zacząć być najpierw dobrym dla siebie, uwierzyć w swoje możliwości, rozwinąć żagle i wypłynąć z portu. Wtedy znajdą się też ochotnicy, którzy nam potowarzyszą w pięknym rejsie.