„Vox Lux”. Świat pełen cierpienia potrzebuje jej show

by Dorota Leszczyńska

„Vox Lux”. Świat pełen cierpienia potrzebuje jej show

Generalnie nie tego się spodziewałam. Oczami wyobraźni snułam wizję kolejnej historii rodzącej się gwiazdy, która stawia czoła przeciwnościom losu w drodze na szczyt. „Vox Lux” okazał się być tworem pokracznym i wywrotnym, który nawet napisy końcowe ma na samym początku filmu. Pompatycznie opakowany hołd muzyce niskiej będącej panaceum na ból i cierpienie zupełnie nie wpisuje się w dotychczasowe jednostajne produkcje muzyczne. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że Natalie Portman wcielająca się w rolę pop gwiazdy ma coś w sobie z Madonny czy Lady Gagi. Aczkolwiek show w „Vox Lux’ to jedynie produkt końcowy, który niknie przy niewiadomych z przeszłości.

Z góry uprzedzam, bez spoilerów w tym wypadku się nie obejdzie, aby oddać choćby w ułamku charakter filmu. Na ogół bowiem jakiś łut szczęścia połączony z ciężką pracą sprawia, że utalentowana postać dostaje przełomową szansę realizacji marzeń o niesamowitej karierze. W tym filmie sukces początki swe bierze w tragedii. Nasza główna bohaterka Celeste cudem przeżyła atak uzbrojonego napastnika, który zamordował resztę jej klasy, natomiast ją pozostawił na całe życie z kulą w kręgosłupie oraz z mistyczną traumą. Dziewczyna chcąc dodać otuchy wstrząśniętych mieszkańcom miasta
podczas zgromadzenia nagrywanego dla telewizji, wykonuje utwór skomponowany na tą okoliczność. Choć melodia jest pospolita, głos Celeste fałszujący, a tekst prosty jej piosenkę słyszy cała Ameryka. Nastolatka z dnia na dzień staje się znana, podpisuje pierwszy kontakt, nagrywa płytę i koncertuje. Zupełnie nie widać po niej, że jeszcze niedawno mogła pożegnać się z życiem i chowała bliskie jej osoby. Jednak to, co niewidoczne dla oczu, z czasem wychodzi z cienia.

Powracamy do Celeste po 15 latach. Oto i ona, rozkapryszona, nerwowa, wulgarna i nieprzewidywalna gwiazda pop. Właśnie powraca na scenę po 2 latach nieobecności, a trasę koncertową rozpoczyna w swoim rodzinnym mieście. Kawałek po kawałku dowiadujemy się o wydarzeniach, które miały miejsce na przestrzeni tych lat. Została młodą matką, ale tak naprawdę nie wychowuje swego dziecka. Miała wypadek i groził jej proces, ale pieniądze uratowały ją przed więzieniem. Widma przeszłość powracają wraz z wydarzeniem, które miało miejsce przed jej epokowym koncertem. Choć ze strachu odurza się i boi się o to, co będzie, przedstawienie musi trwać. Dlaczego wciąż daje ludziom show? Ostateczna odpowiedź czeka na końcu…

Reżyser Brady Corbet całkiem dobrze wyczuł na ile może sobie pozwolić w żonglerce popkulturą. Opakował błyszczącą komercję w szablony greckiego dramatu poprzez nadanie obrazowi struktury rozdziałów czy ubogacając go o wzniosłą narrację lektora. Muszę przyznać, że jakoś urzekły mnie te kontrastowe zestawienia. Trywialność piosenek i przerysowany image rażą w porównaniu z otoczką jaką serwują nam twórcy tj. klasyczna aranżacja muzyczna, szerokie kadry czy wyszukane wnętrza. A jak się w tej roli odnalazła Portman? Niespodziewanie dobrze, a nawet świetnie. Ostatni raz zadziorna była pewnie w „Leonu zawodowcu”. Natomiast w „Vox Lux” pokazała się z zupełnie innej strony – chodzącej artystki, wariatki, furiatki, która jednak na swój sposób jest genialna, a na pewno skuteczna.

Zdaję sobie sprawę, że to nie jest film dla wszystkich, bo też nie jest podany w znanej nam formie. W nim chodzi o coś więcej niż opowiedzenie historii – poznanie istoty działania i popychania w danym kierunku. Miła odmiana. Takie odmiany polecam.

„Vox Lux” reż. Brady Corbet; gł. role: Natalie Portman, Jude Law, Stacy Martin.

Źródło zdjęć i fotosów: www.filmweb.pl

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *