„Najgorszy człowiek na świecie” a może całe pokolenie 30-latków?

by Dorota Leszczyńska

„Najgorszy człowiek na świecie” a może całe pokolenie 30-latków?

Jest coś przewrotnego w 30 roku życia. Z jednej strony jest się zbyt poukładanym i dorosłym jak na studencką spontaniczność. Z drugiej zbyt wiele ma się energii na to, by zatracić się w szarej codzienności. Stanie w rozkroku to jakby wyznacznik obecnego pokolenia, do którego i ja przynależę.

Ciągłe poddawanie w wątpliwość tego, co się obecnie wie i posiada, na pewno nie ułatwia sprawy. Pozostaje zatem mierzyć się ze swymi wątpliwościami dzień w dzień. Stale poszukiwać i próbować, zupełnie jak główna bohaterka skandynawskiego filmu nominowanego do Oscara: „Najgorszy człowiek na świecie”.

„Najgorszy człowiek na świecie”

Niby komedia romantyczna, ale nie do końca

Już na wstępie nasza bohaterka o imieniu Julia (Renate Reinsve) jawi się jako osoba nie do końca zdecydowana. W jej mniemaniu poszukuje swojej drogi i poczucia satysfakcji. Eksperymentowała z kolejnymi kierunkami studiów, pasją do fotografowania, pisaniem artykułów, by ostatecznie wylądować jako sprzedawca w księgarni.

Równie burzliwie prezentowało się jej życie prywatne. Zwłaszcza w sferze damsko-męskiej. Jej romanse bywały raczej przelotne do momentu poznania Aksela (Anders Danielsen Lie). To miał być kolejny nic nieznaczący epizod, ale przerodził się w poważny związek. Na tyle, że pojawił się temat dziecka i rodziny. Ale im bardziej Aksel i jego otoczenie naciskało, tym Julia mocniej się zapierała przed macierzyństwem.

I w tych (nie)sprzyjających okolicznościach związkowym Julia poznaje na przyjęciu kogoś z przeciwległego bieguna niż jej obecny partner. Od tego pamiętnego wieczoru relacja z Akselem zaczynała ją przytłaczać jakby jej potrzeby i pragnienia musiały schodzić na dalszy plan. Podjęła trudną decyzję, ale robiła to pełna nadziei na nowy początek. W końcu Eivind (Herbert Nordrum) to miał byś właśnie ten jedyny. Ale historia lubi się powtarzać…

„Najgorszy człowiek na świecie”

Rozprawa o rozstaniach, braku pewności i poczucia czasu

„Najgorszy człowiek na świecie” tylko pozornie kryje się pod płaszczykiem komedii romantycznej. Bliżej mu jednak do dramatu lub melodramatu. Nie zabrakło w filmie wzruszeń na miarę „Oscara i Pani Róży”, jak i emocjonalnych rozstań. Wiele ze scen ze względu na swój realizm, uderza w najczulsze rejestry i z pewnością przywoła dawne wspomnienia.

Jak się okazuje piękne początki doprowadzają bohaterkę do tego samego punktu zwrotnego – wątpliwości, które każą jej szukać dalej. Dlatego można zadać słuszne pytania. Czy długo można w ten sposób przebierać w możliwościach, jakie przynosi nam życie? Czy życie nie sprowadza się właśnie do tego, by nauczyć się w końcu selekcjonować to czego się chce, a czego nie?

Tak się składa, że dopóki nie mamy porównania niemal niemożliwe jest określenie naszych potrzeb. Właśnie po to potrzebujemy skali doświadczeń, by utworzyć z nich swój algorytm. Chciałabym wierzyć, że każdemu z naszego pokolenia ta sztuka się uda i nikt nie będzie wracał do punktu wyjścia za każdym razem – bez refleksji czy nauki na przyszłość. Na razie pozostaje mi polecić film i zachęcić do jego obejrzenia z chusteczką w ręku.


„Najgorszy człowiek na świecie” reż. Joachim Trier, gł. role: Renate Reinsve, Anders Danielsen Lie, Herbert Nordrum

Źródło zdjęć i fotosów: www.filmweb.pl

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *