Czas ucieka, a my próbujmy dotrzymać mu kroku

by Dorota Leszczyńska

Czas ucieka, a my próbujmy dotrzymać mu kroku

Wskazówki zegara są nieubłagane, bo nie cofną się choćby o milimetr i nie pozwolą przeżyć czegoś jeszcze raz lub odmienić przeszłości. Właśnie dlatego, to jacy jesteśmy teraz, jest sumą wszystkiego, co było do tej pory. Idąc dalej tym tokiem myślenia, aby stać się kimś jeszcze innym, kto nadąża za zmieniającym się światem, i wzbić się na wyższy poziom, musimy podjąć nowe decyzje, zdecydować się na poznanie i oswojenie czegoś nieznanego. Czas ucieka, więc nie możemy stać w miejscu, bo wcześniej czy później będziemy tego żałowali.

 

Przyznam się, że nie rozumiem ludzi, którzy żałują tego, co zrobili. Wydaje mi się, że większy żal czujemy do siebie, gdy nie znaleźliśmy w sobie na tyle odwagi i determinacji, by czegoś dokonać. A chyba najgorsze z tego całego użalania się jest odkładanie pewnych spraw na później, na ten lepszy czas. Potem nagle przychodzi straszny moment, gdy śmierć puka do drzwi, i uświadamiamy sobie, że ten lepszy czas w naszym mniemaniu nigdy nie przyszedł, a okazja minęła bezpowrotnie. Gdy czujemy, że po zamknięciu powiek już ich nie otworzymy, nasze myśli nie skupiają się na wspomnieniach lecz na niezrealizowanych marzeniach. I to jest tak straszny ból, że to już koniec i nie będzie nic poza tym, co było dotychczas, który jako jedyny chcę pamiętać. Z tego bólu rodzi się walka o życie i czerpanie z tego życia tyle, na ile pozwalają nam nasze zwiększające się możliwości.

Nigdy niczego nie żałuję. Nawet swoje błędy traktuję jako cenne błogosławieństwo, które czyni mnie silniejszą, mądrzejszą, rozsądniejszą i bogatszą o doświadczenia. Dlatego za nic nie chciałabym zmieniać swojej przeszłości, bo to ona mnie ukształtowała, a to co się przydarzyło do tej pory, było po coś. Po prostu jestem szczęśliwa z tego kim jestem, zapewne tak samo szczęśliwa z siebie jak wtedy, gdy miałam 18 lat. Ale za nic nie chciałabym powrócić i stać się tamtą Dorotą, bo to już minęło. Mam teraz zupełnie inne patrzenie na świat i ludzi, dostrzegam niuanse, potrzebuje innej jakości, a przede wszystkim wiem o sobie znacznie więcej. Nie przypuszczałabym 10 lat temu, że będę stała w tym właśnie miejscu, i aż zżera mnie ciekawość kim będę za kolejną dekadę. Bo ja doskonale wiem, że się zmienię.

Podczas życzeń urodzinowych często pojawia się zdanie: „… i żebyś się nigdy nie zmieniał/a.” Z mojej perspektywy to brzmi jak przeklęty urok rzucany przez wiedźmę zamkniętą w chatce na kurzej nóżce. Świat karmi się postępem, rozwija się w każdej dziedzinie, wprowadza nowinki, zachwyca odkrywanym przez nas pięknem, a ja w opozycji do niego miałabym nigdy się nie zmieniać? Poległabym z kretesem, bo zamiast otwierać się na niego, zamykałabym się w swoim ciasnym ogródku, czując się coraz bardziej niezrozumiałą i osamotnioną. Dotrzymując kroku zmianom poszerzamy nasze horyzonty i patrzymy śmiało w przyszłość. Osoby, które przystają na osi czasu będą bały się przyszłości, bo będzie ona dla nich coraz bardziej obca.

Potrafiłam zacząć weekend we wtorek, w ciągu 24 godzin pojechać na konferencję na drugi koniec Polski i wrócić, napisać 800 artykułów na swoją stronę, oglądać horrory i nie drgnąć ze strachu, wstawać w nocy co 15 minut do chorej, a w ciągu dnia prowadzić zajęcia, poznawać ludzi od tak i od tak się z nimi zaprzyjaźniać, pić o północy własne whyskey kulturalnie ze szklanki nad Motławą w Gdańsku, przemóc swój lęk wysokości i cieszyć się z ekstremalnych atrakcji największego parku rozrywki w Polsce, przyznać przed sobą, że kogoś nie kocham, wykłócić się z dyspozytorką, by wysłała karetkę, iść na imprezę, na której nie znałam nikogo, a po wyjściu byłam żegnana przez wszystkich po imieniu, zabrać pracę studentce, która ściągała na egzaminie, nie spać trzy noce z rzędu, a czwartej nocy nie móc zasnąć ze zmęczenia, zachowywać spokój, gdy plan podróży należało zmienić, bo pociąg się spóźniał, zrobić szpagat na parkiecie starego „Loftu”, obsługiwać siekierę bez większej siły, tak by nie zrobić sobie krzywdy, przejeżdżać 40 km dziennie na rowerze i poznawać okoliczne miejscowości, zjeść ostrygi, polubić wątróbkę, przyrządzić najlepszą miodówkę, po której nie było kaca, skończyć studia bez wsparcia rodziców, wykupić domenę liczi lex ze złości i pokazać, że i tak będę redaktorem moich własnych tekstów, zgubić się w Wilnie o 21 gdzieś na Zarzeczu i samodzielnie odszukać drogę do hotelu, upiec niezliczone ilości słodkości z myślą o sprawieniu przyjemności najbliższym, rozszyfrować szybko kod w kłódce i uwolnić się jako pierwsza w Escape Roomie, napisać dwa teksty naukowe w tydzień, uśmiechać się nawet wtedy, gdy sytuacja wydawała się beznadziejna itd. Jak to dobrze, że to wszystko się przydarzyło – czy to dobre, czy złe. Mam co wspominać, ale nie chcę tylko na tym poprzestawać.

Ciągły niedosyt każe nam być czujnymi na nadarzające się okazje i aktywuje w nas potrzebę planowania nowych wyzwań. Nie patrzmy biernie jak czas ucieka, lecz próbujmy dotrzymać mu kroku, żebyśmy nie żałowali, że czegoś nie zrobiliśmy, bo może być już za późno.

***

/Moje zdjęcie sprzed 3 lat – trochę się zmieniłam…/

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *