Nie usprawiedliwiaj siebie i innych

by Dorota Leszczyńska

Nie usprawiedliwiaj siebie i innych

Wielu ludzi czuje potrzebę wytłumaczenia się ze swoich działań lub zaniechań. Albo starają się znaleźć powody, dla których ktoś inny zachował się w taki a nie inny sposób i dokonują sprostowania, co do faktów. Tylko w jakim celu ludzie szukają takiego usprawiedliwienia bądź próbują się wybielić, skoro w większości przypadków litania uzasadnień nie ma zupełnie znaczenia i jest bezwartościowa dla otoczenia, jak również dla nas samych.

Jeżeli coś chciałeś, to własnie to zrobiłeś. Jeżeli czegoś nie chciałeś, to tego nie zrobiłeś.

Prosta zależność między zamiarem, a działaniem, która porządkuje nam świat. Utyskiwanie na to, że trzeba iść do pracy, a wcale się tego nie chce, jest bezpodstawne i naiwne w swej postaci. Skoro nie chcemy mieszkać pod mostem, chodzić głodni i tułać się od przytułku do noclegowni, musimy skądś pozyskać pieniądze. Jest to nasz wybór, że chcemy zarabiać i dlatego pracujemy, by mogło nas było stać na życie, które pragniemy wieść. Nieustannie toczymy batalię decyzyjną i podejmujemy szereg kroków będących wyrazem naszej wolnej woli – pomimo presji innych, naturalnych reakcji i wewnętrznych odczuć. Zwracamy się do kogoś z uprzejmością, bo chcemy przez to wyrazić swój szacunek albo coś uzyskać. Krzyczymy na kogoś pełni furii, bo chcemy rozładować emocje, choćby ta osoba nie była niczemu winna. Zapraszamy kogoś na urodziny, bo z tą osobą chcemy spędzić swój czas albo chcemy podporządkować się tradycji i powielamy pewien utarty schemat. Przyjmujemy na siebie szereg obelg, a jednocześnie chcemy spokoju, więc nie wszczynamy kłótni i czekamy aż druga osoba w końcu przestanie nas krytykować. Powyższe przykłady pokazują, że może być wiele czynników pchających nas do działania, jednak na samym końcu stoimy my sami. Dlatego nawet przytakiwanie czy obojętną stagnację należy upatrywać jako czynną a nie bierną formę zachowania, bo zgoda także rodzi swoje konsekwencje.

Gdybanie nie przybliży Cię do formy dokonanej czasownika.

Usprawiedliwiamy siebie również w ten sposób, że gdybamy na temat przeszłości i pokazujemy ludziom jak wyglądałaby nasza teraźniejszość, gdyby sprawy potoczyły się inaczej. „Gdybym wzięła z domu kanapki, to na pewno bym Cię poczęstowała.” No, ale nie wzięłaś i wcale nie wiadomo, czy rzeczywiście byś poczęstowała. „Gdybym wiedziała jaki on jest, to nigdy nie umówiłabym się na randkę i nie straciłabym tyle czasu.” Skąd mogłaś wiedzieć jaki jest bez sprawdzenia na własnej skórze i, że  z kimś innym tego czasu byś nie zmarnowała? „Gdybym wybrała architekturę, a nie prawo, to teraz miałabym biuro projektowe”. Albo  projektowałabyś budy psom w podrzędnej firmie – tego nigdy nie wiesz. Właśnie w ten sposób zwalamy winę na przeszłość, że stoimy w tym, a nie innym miejscu naszego życia bądź nie robimy tego, co wypada. Wskazówki zegara na szczęście lecą do przodu, więc nie zaprzątajmy sobie myśli frazą „co by było gdyby?”, bo jak dotąd nikt nie wymyślił maszyny do podróży w czasie.

Jeżeli czujesz się źle z tym, co zrobiłeś, to przyznaj, że Ci wstyd, że to była pomyłka, że po prostu popełniłeś błąd.

Umiejętność przyznania się do błędu to jedna z najtrudniejszych w wypracowaniu zdolności ludzi dojrzałych oraz pogodzonych ze sobą i tym jacy są w rzeczywistości. Każdy z nas popełnia błędy, ale są one nam potrzebne do tego, by nauczyć się na ich podstawie tego pożądanego przez nas wzorca działania i postępowania. Kreowanie się na człowieka idealnego, który jest nieomylny, a swoje zachowanie tłumaczy na opak, tak jak mu wygodnie, na dłuższą metę odstrasza innych. Przyznaję się, że wielokrotnie myliłam się, co do ludzi, więc staram się teraz nie oceniać książki po okładce. Byłam w związkach, które bardziej pokazały mi, czym nie jest miłość i prawdziwa więź, czego tak naprawdę nie oczekuję od partnera, niż to, czego w nim szukam. Miałam okresy zwątpienia i zagubienia, które zaowocowały decyzją o spełnianiu marzeń, a nie podążaniem za innymi, bo w końcu nic nie miałam do stracenia. Te wszystkie doświadczenia były po coś – byśmy doceniali, to co mamy obecnie, zastanowili się, czego pragniemy i dokonywali mądrzejszych wyborów.

Przyznaj sam przez sobą, a następnie przed innymi, że nie podoba Ci się czyjeś zachowanie lub postawa.

Samodzielnie lub w szerszym towarzystwie tłumaczymy sobie działania innych ludzi. Ile razy zdarza się tak, iż nawet złe zachowanie staramy się na siłę usprawiedliwiać, natomiast na miłe i grzeczne gesty patrzymy z podejrzliwością? Życie nie daje nam jednoznacznej odpowiedzi o intencjach drugiej strony, ale możemy zaufać naszemu subiektywnemu obrazowi. Jeżeli ktoś Wam przeszkadza w pracy lub nie daje spać, to nawet wielkie zakochanie go nie usprawiedliwia, bo takie zagadywanie i zawracanie uwagi odrywa od ważnych dla Was spraw. Natomiast jeżeli męczy Was czyjeś wazeliniarstwo, naciągane komplementy i udawany śmiech, to sami wbrew sobie nie uczestniczcie w takim cyrku i ignorujcie sztuczne postawy, skoro stawiacie na prawdziwe reakcje. Człowiek zamiast w świecie realnym, zaczyna poruszać się w świecie czyichś myśli, co jest z góry skazane na niepowodzenie, bo nie jesteśmy daną osobą. Natomiast zapominamy, że to, w jaki sposób dana osoba się zachowuje, w jakimś stopniu wpływa na nas. Jeżeli źle na nas działa, nie gódźmy się na to zachowanie. Wnośmy swój sprzeciw.

Przeszłości nie zmienisz, więc się z tym pogódź i kreuj przyszłość. 

Przyjmijmy do wiadomości fakt, że w wieku 20 lat byliśmy głupsi, mniej doświadczeni, bardziej naiwni i mniej niezależni, choć młodsi i bez zmarszczek. Kiedyś przyjaźniliśmy się z ludźmi, z którymi obecnie nic nas nie łączy. Oglądaliśmy żenujące, amerykańskie komedie o studenckim życiu, którym daleko do dzieł Almodóvara czy Finchera. Nie braliśmy pod uwagę konsekwencji swoich działań, więc zdarzało nam się popadać w kłopoty albo cieszyć się szczęściem w nieszczęściu. Ktoś z nas nie dostał się na wymarzone studia, nie zrobił prawa jazdy, był kiedyś gruby, miał orzeczony rozwód, nie nauczył się gotować, został oszukany, rzuciła go dziewczyna i spotkało go jeszcze milion innych nieszczęść. Tego już się nie wymaże z życiorysu za pomocą magicznej gumki do ścierania. To wszystko w nas jest i dotąd będzie nas dręczyć, dopóki nie zdamy sobie sprawy, że życie toczy się dalej, a my mamy jeszcze wiele szans przed sobą.

Nie jesteś rozliczany za dobre chęci, lecz decyzje. 

Spotkałam się wielokrotnie ze słomianym zapałem i tzw. obiecankami cacankami. Koniec końców okazywało się, że nie ma co liczyć na czyjeś zaangażowanie, bo pojawiały się jakieś dodatkowe okoliczności, które oczywiście były skrzętnie wyjaśniane, a brak działania usprawiedliwiany. Łatwo coś powiedzieć, bo to nas nic nie kosztuje, natomiast poświęcenie swego czasu i energii na przedsięwzięcie okazuje się być wyzwaniem i właśnie dlatego ludzie starają się wtedy wykręcać od spełnienia swoich obietnic. To tak jak przyrzekanie sobie przed ołtarzem miłości, wierności i uczciwości małżeńskiej. W praktyce wiele par ma z tym problemy, by zrealizować swoje obietnice wobec małżonka. Słowa rzucane na wiatr doprawdy nie znaczą nic, poza dawaniem nadziei, która ostatecznie umiera. Żadne usprawiedliwienie się  nie pomoże. Wydaje mi się, że najlepiej jest nie obiecywać wcale, lecz od razu pozytywnie zaskakiwać. Poza tym nie wmawiać innym, że coś się stanie na 100 %, skoro okoliczności i doświadczenie mówią zgoła inaczej. Dlatego właśnie dobre uczynki przedkładam nad dobre chęci.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *