Nie oddawaj siebie za darmo. Nigdy! (tylko dla kobiet)

by Dorota Leszczyńska

Nie oddawaj siebie za darmo. Nigdy! (tylko dla kobiet)

Moje pierwsze większe pieniądze, które zarobiłam, przeznaczyłam na kurs prawa jazdy. A w związku z tym, że nie za bardzo mogłam liczyć na dodatkowy zastrzyk gotówki, tym bardziej zależało mi na tym, by zdać egzamin na pierwszym razem. Trafiłam jednak na upiorną instruktorkę choleryczkę. Chyba nigdy mnie nie pochwaliła, za to nieustannie wytykała błędy. Po godzinie nauki z nią czułam jakby przejechał przeze mnie czołg i zamieniam się w kałużę rozpaczy niczym w kreskówkach.

Jednak pewnego dnia z powodu niezgrania grafików, dostałam innego instruktora. Opisałabym go następująco: opalony, uśmiechnięty, wygadany, w Raybanach jak z Top Gun. Niby było przyjemnie, chwalił moje umiejętności, a godzinka zleciała w okamgnieniu (może dlatego, że pokierował nas w korek, który zawsze się tworzył na ul. Składowej o tej porze, nieważne).

Tak oto wyszłam z auta i uświadomiłam sobie, że coś jest nie halo. W luźny sposób wolę jeździć po egzaminie, a nie przed nim. Przecież chciałam nauczyć się jeździć, a nie toczyć pogawędkę i niczego nie wynieść z kursu. Od tego momentu zaczęłam doceniać moją instruktorkę. I wydaje mi się, że w 80% to dzięki niej mam prawo jazdy.

W ogóle dlaczego zaczęłam od tej historii?

Dlatego że było to coś na czym mi naprawdę zależało. Żeby dopiąć celu, trzeba było przejść całą ścieżkę. Musiałam najpierw zarobić pieniądze, wyłożyć je później na kurs, poświęcić X godzin na naukę, zestresować się nie raz i przejść ostateczny egzamin. A im więcej inwestowałam, tym bardziej czułam presję, by się udało.

A co by było gdybym dostała pieniądze na szybki kurs, a samo zaliczenie egzaminu polegałoby jedynie na włączeniu i wyłączeniu silnika? Ten plastikowy kartonik nie znaczyłby nic i zapewne każdy posiadałby go w portfelu. Idąc dalej, na ulicach panowałaby wolna Amerykanka, a kierowcy stanowiliby o wiele większe zagrożenie niż to, które mamy obecnie. Mam nadzieję, że to się nigdy nie stanie.

Jednak zauważam, że są sfery życia, w których poprzeczka coraz bardziej się obniża. I nie chodzi jedynie o wymagania maturalne. Widzę to zwłaszcza tam, gdzie jako tło muzyczne pasowałaby piosenka Mikromusic „Takiego chłopaka”. Niestety.

Przychodzi delikwent i mówi bez ogródek: „Nie szukam związku, szukam miłości”. Albo „Na nic się nie nastawiam, jestem elastyczny, niczego nie wykluczam”. A za chwilę szepcze do ucha komplement. Puszcza ulubioną piosenkę. Porywa do tańca. Pokazuje miasto z dachu wieżowca. Tworzy bajkę o pięknej przyszłości, aż czar pryska. Czas powrócić do szarej codzienności, która nie jest już taka kolorowa. Bo bez niego.

Tęsknota może być piękna i stanowić element budowania więzi między ludźmi. W tym wypadku co bardziej prawdopodobne jest to, że gość będzie zbywał kobietę, aby trzymać ją na głodzie. Nie będzie niczego z nią planował, bo po co. To oznaczałoby jego słabość. Przyciągnie ją, gdy poczuje taką potrzebę. Jednocześnie nie dając z siebie nic ponad chwilową uwagę i zainteresowanie.

Aura niedostępności sprawia, że laski lgną do takiego jegomościa jak myszy do sera. Starają się zwrócić jego uwagę, zasłużyć na kolejne spotkanie i co najważniejsze odczarować księcia z zaklęcia. Przeinwestowują jak niejeden hazardzista przy kolejnej przegranej z nadzieją, że cierpliwość przy stoliku odwróci złą kartę i zagwarantuje fortunę. Tak się jednak nie dzieje.

Bo nieważne jak bardzo kuszące byłyby koronki i jak uroczy byłby jego uśmiech, to z tego nie będzie związku, ba! nawet miłości. Każda poznała takiego kogoś, kto robi oszałamiające wrażenie, jednak jest z nim podstawowy zestaw problemów. Nie rokuje na bycie partnerem. Ulatnia się i wraca po tygodniach jak gdyby nigdy nic. Nie można na niego liczyć. Nie dotrzymuje słowa. Myśli wyłącznie o sobie i swoich planach. Ogranicza przepływ informacji. Dopisuje tylko kolejne numery na listę rezerwową.

Tymczasem kobieta wykłada na stół i oddaje swój cały kapitał komuś zupełnie przypadkowemu, kto nie wykazuje odrobiny zaangażowania. A gość korzystając z okazji, poogląda z każdej strony, weźmie tylko to, co mu się podoba i sobie pójdzie. Wygląda to tak, jak testowanie darmowych próbek w hipermarkecie. Niektórzy ponoć zajadają się na wszystkich stoiskach i wychodzą bez zakupów.

Po prostu nie czyń priorytetu z kogoś, dla kogo nie jesteś równie priorytetowa. Oznacza to tyle, że inwestuj adekwatnie do poziomu znajomości. Jeżeli umawiasz się świadomie tylko na seks, to oznacza, że wiąże Was tak – tylko seks. Eureka! Nie oddajesz mu całego swojego kalendarza, nie dostosowujesz się do niego, nie pierzesz mu skarpetek. A najważniejsze to, że nie czekasz na jego telefon, bo idziesz ze swoim życiem do przodu. A to dlatego, że ta umowa nie obejmuje wysiłku i zobowiązań po jego stronie.

Natomiast jeżeli zależy Ci na tym, by stworzyć wartościowy związek, to po prostu nie możesz być zdesperowana. Nie możesz być jak ten pracownik, który boi się stracić niesatysfakcjonującą i mało płatną posadę. Bo zaczniesz interpretować ochłapy uwagi za gesty, które znaczą dla Ciebie o wiele więcej niż faktycznie coś wnoszą. A przecież powinnaś doceniać fakt, że mężczyzna inwestuje w relację, znajduje czas i dobrze Cię traktuje.

Dlatego nie bądź zaślepiona pięknymi obietnicami, które wychodzą z ust uwodzicieli jak katarynka. Mówi, że zabierze Cię na przejażdżkę kabrioletem, a ty z rozwianymi na wietrze włosami będziesz popijać szampana wprost z butelki. W rzeczywistości skończy się zapewne tylko na winie z najniższej półki w jego mieszkaniu. Najważniejsze są czyny – w końcu szukasz partnera, z którym będziesz mierzyć się z problemami, a nie wirtualnego bajkopisarza, którego przeważnie nie ma obok Ciebie. Wniosek z tego jest jeden. Nie oddawaj całej siebie za darmo bez zaangażowania i basta!

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *