„Boże Ciało” – nie jest o religii, ale o ludziach
Zapewne, gdyby z plakatu reklamującego film nie krzyczał napis „polski kandydat do Oscara”, a na filmwebie nie było ponad 8 gwiazdek, to z pewnością „Boże Ciało” ominęłabym szerokim łukiem. Zastanawiałam się co też tak wyjątkowego musi przekazywać obraz o chłopaku udającym księdza w małej parafii na Podkarpaciu. W końcu temat wiary nie wszędzie będzie uniwersalny i nie u każdego wywoła określone odczucia. Nie sądziłam jednak, że Jankowi Komasie uda się z religijnego tła wyłonić coś więcej, co zmusza do refleksji na temat społeczeństwa i nas samych.
Młody chłopak z poprawczaka dostaje szansę od pewnego księdza na wydostanie się z patologicznej placówki i zostaje wysłany do pracy w stolarni w jednej z podkarpackich miejscowości. Nie jest to spełnienie jego marzeń, bo gdyby tylko była taka możliwość, wstąpiłby do seminarium. Niestety jego przeszłość uniemożliwia mu założenie koloratki. Jednak za sprawą niefortunnej rozmowy w miejscowości, w której miał przecież zajmować się obróbką drewna, stał się w oczach parafian księdzem wikarym zastępującym proboszcza. Od tego momentu robi niemały zamęt w głowach ludzi należących do tej małej społeczności. Poznaje traumy z jakimi się zmagają. Pokazuje im zupełnie inną stronę wiary – gdzie są faktyczne granice dobra i zła. Próbuje pomóc im uporać się z ich frustracjami i codziennymi słabościami. Bardzo podobała mi się scena w której, matce za uderzenie syna, zadał w pokucie pojechanie z synem na wycieczkę rowerową. Tak oto ksiądz, schodząc niejako z ołtarza, staje się ludziom w końcu bliski jak lekarz dusz i psycholog w jednym.
Niech Was to nie zwiedzie to, co na pierwszy rzut oka wydaje się być oczywiste. Moim zdaniem głównym bohaterem „Bożego Ciała” nie jest ten chłopak zagrany przez genialnego Bartosza Bielenia. On jest tylko symbolem świeżości, młodości, radości z życia i błędów jakie popełniamy. Na pierwszy plan bowiem wysuwa się społeczność, która od roku nie może poradzić sobie z tragedią. Wszyscy stają się jednym organizmem szukającym zemsty i wyrównania rachunków choćby po śmierci. Stoi to w opozycji do nauki Chrystusa i pokazuje, że łatwo jest nieść wzniosłe idee, gdy nie dotyka nas ból lub gdy pokazujemy na innych palcem. Trudniej przyznać się pokornie do błędu, wybaczyć innym i ujawnić swą hipokryzję.
Bez względu na to czy wierzycie w Boga czy też nie, czy jesteście religijni, jaki macie system wartości, ten film skłoni Was do głębszego zastanowienia nad również swoimi wyborami, uprzedzeniami bądź czynami. Dlatego gorąco polecam „Boże Ciało”.
„Boże Ciało” reż. Jan Komasa, gł. role: Bartosz Bielenia, Aleksandra Konieczna, Eliza Rycembel
Źródło zdjęć i fotosów: www.filmweb.pl