Lepiej rzygać tęczą zamiast pluć jadem
Złapałam się na tym bodaj na przełomie listopada i grudnia. Właśnie wtedy, gdy szara rzeczywistość wkrada się przez okna, a lampki świąteczne jeszcze mają być kupione na allegro. Wstajesz rano jak zwykle i nagle odgłos elektrycznego czajnika zaczyna Cię wkurzać. Znajomi do kawy wysyłają memy z kategorii „Co podrożeje od stycznia?”, że niby ma Ci to poprawić humor na następne godziny pracy. A skoro już o pracy mowa, to kurde wszystkiego się odechciewa jak masz do przejścia raporty statystyczne. Jedyną rozrywką pozostaje nastawienia prania czy wyjście do pieprzonej Żabki po mleko, które się oczywiście skończyło. No i jak w takich okolicznościach mówić w ogóle o kreatywności czy nowych pomysłach.
Teraz mamy styczeń. Szczerze, to pisząc właśnie teraz powyższe wywody, zaczynam czuć ten nieprzyjemny stan. Aż mną wzdryga jak na wieść o tym, że Korwin-Mikke miałby zostać prezydentem. Tyle że to, co napisałam nie do końca jest prawdą o mnie. O ile fakty miały miejsce, o tyle mój komentarz to jakaś histeryczna drama na temat końcówki zeszłego roku. Aż tak negatywnie tego nie odbieram. Mnie ten czas sporo nauczył i zainspirował jak każdy okres na osi czasu. Tyle że na mój prywatny sposób, który z pewnością nie każdemu by odpowiadał. Bo my z natury nie lubimy szukać w sobie rozwiązań, za to znajdujemy na około winnych. Nawet jeżeli miałoby być to mleko, które perfidnie wyparowało. Po co? Tylko po to, by poczuć się wygranymi (a w zasadzie ofiarami), z których podchwytliwie zakpił zły los.
Zależy od narracji
Ponoć najbardziej polskim słowem jest „żółć”, bo składa się tylko z polskich liter. I tak oto ta nasza żółć bardzo lubi wylewać się z nas i kąsać innych niczym jad. Hejt w Internecie będzie pierwszym przykładem wykorzystania jadu, ale tak oczywistym, że przejdźmy do życia codziennego. Narzekanie na pogodę. Marudzenie, bo trzeba iść do pracy. Wykłócanie się o 5 groszy. Martwienie się na zapas, bo nie ma nic w telewizji. Rozładowywanie się na innych. Plujemy jadem na prawo i lewo, a co najgorsze nic to nie daje. Bo pojawiają się kolejne powody, by ten dzień zasługiwał na miano The worst day ever. I jeżeli tak negatywnie się nastawiasz na kolejny dzień, to taki właśnie będzie w Twoim mniemaniu.
Mówi się z sarkazmem, że gdy ktoś jest szczęśliwy to wręcz rzyga tęczą. W tej chwili próbuję to sobie zwizualizować. Może nie aż tak jak Łukasz Jakóbiak występ u Ellen DeGeneres, ale jednak. Przed moimi oczami widzę osobę, która pochylona nad wyziewami studzienek, otwiera swe usta i wypuszcza wielobarwne promienie, które oświetliłyby z powodzeniem Gothan czy Sin City. O takim kimś można by śmiało powiedzieć w korpo, że ma potencjał i nada się do dynamicznego zespołu.
Ale czy jest w tym coś złego, że ktoś jest szczęśliwy (a przynajmniej zadowolony) bez względu na to w jakich znajduje się okolicznościach? Z tego co się orientuję, narzekanie nie znajduje się na liście obowiązków obywatelskich. Ba! nawet po rozstaniu można nie pałać do siebie nienawiścią, a doceniać wspólnie przeżyte chwile. Bo koniec, to przecież nowy początek. Niebywałe, prawda?
Jak magnes
Dramy na YouTube mają sporo wyświetleń, ale w życiu już nie do końca są atrakcyjne. Tak samo uciekamy od malkontentów, nihilistów czy wiecznych nieudaczników, co od osób z przerośniętym ego (zupełnie jak mój storczyk, którego muszę przesadzić). W dłuższej perspektywie mogą nas wpędzić jedynie w depresję lub kompleksy, o których do tej pory nie wiedzieliśmy.
Wartościowi są dla nas ludzie, przy których świat staje się łatwiejszy i piękniejszy. Ich energia, pozytywne nastawienie i entuzjazm jest jak towarzyski magnes. Nie możesz już doczekać się kolejnego spotkania czy rozmowy z nimi, bo wiesz, że będzie fantastycznie. Bez krytyki czy obwiniania, ale z dużą dozą zrozumienia i akceptacji. Jest nawet takie powiedzenie, że mało istotne jest to kim jesteś, ale ważne jest jak inni się przy Tobie czują. Przecież to właśnie te pozytywne emocje zapamiętają najbardziej.
Jeżeli zatem nie chcesz być zgorzkniałym samotnikiem, zacznij nad sobą pracować. Oto przepis na początek: więcej tęczy, mniej jadu. Ale to jeszcze nie koniec.
Oszczędzaj siły
Jednak ze wszystkich możliwych powodów, dla których miałbyś przeprogramować swoje myślenie, jest jeden dotyczący wyłącznie Ciebie. Wyobraź sobie, że jesteś elektrownią, która produkuje określoną ilość energii. Pozytywne doświadczenia sprawiają, że Twoje zasoby się zwiększają, natomiast negatywne, że energia ulatuje. Gdy dbasz o to, by poziom energii był na wysokim poziomie, to nawet trudne chwile przechodzisz bezpiecznie. Natomiast gdy, na własne życzenie marnujesz energię na bezsensowne kłótnie, to jak masz poradzić sobie psychicznie z nagłym kryzysem, utratą pracy albo chorobą? Jak nic grozi Ci deficyt.
Z optymizmem i z pesymizmem się rodzimy – przynajmniej tak wynika z dotychczasowych badań naukowych. Aczkolwiek to predyspozycja, a nie usprawiedliwienie dla naszego toksycznego zachowania. Na szczęście są sposoby na to, by podnosić poziom zadowolenia ze swego życia i to wcale nie czyimś kosztem. Dające szczęście endorfiny i serotonina powstają podczas wykonywania bardzo prostych czynności. Należą do nich ćwiczenia fizyczne, jedzenie konkretnych produktów czy wypisywanie sobie miłych rzeczy, które danego dnia się wydarzyły. Ponadto mogą być to małe prace, których zakończenie przynosi satysfakcję, a także pomoc lub sprawienie radości innym.
Więc staraj się rozwijać to, co przynosi długofalowo korzyści, czyli dostrzeganie pozytywów, wdzięczność i akceptacja. Możesz to robić dla lepszych relacji z innymi, ale głównie zrób to dla siebie. By poczuć się pewnie w swojej skórze bez względu na to, co Cię spotyka. Przyjmując taką postawę łatwiej będzie Ci przechodzić przez trudności. Ale jeżeli ten nieprzyjemny stan utrzymuje się dłużej i przedstawione wyżej sposoby nie pomagają, warto, abyś skonsultował się ze specjalistą. Życzę Ci powodzenia!