Wolność oznacza samotność?
Gdy Twoje poglądy wyprzedzają zastany ład społeczny, możesz czuć się odosobniony/a i wyizolowany/a. Jednak wystarczy tylko jedna osoba, aby ta samotność już nie uwierała, a spędzone godziny dawały poczucie zrozumienia. Przekonały się o tym bohaterki filmu „Portret kobiety w ogniu”, którego scenariusz został nagrodzony na tegorocznym festiwalu w Cannes. Jak wykorzystały swą chwilę wolności i czy gdzieś je ona zaprowadziła?
Po tytule można się słusznie domyślać, że motywem głównym filmu jest pewien obraz. W przeciwieństwie jednak do portretu Doriana Greya, który powstawał w zachwycie, mamy w tym przypadku do czynienia z piekielnie trudnym procesem twórczym. Kobieta, której podobizna ma trafić do mediolańskiego narzeczonego, nie zdaje sobie sprawy z przygotowywanego portretu. Zapewne dlatego, że z poprzednim malarzem się pokłóciła, a wydawanie jej za obcego mężczyznę starała się odwlec w nieznaną przyszłość jak karę śmierci. Intryga jej matki zakładała, że wynajmie artystkę, która przypłynie do ich domu, zacznie spędzać z jej córką trochę czasu i po kryjomu namaluje ją na płótnie. Dzięki temu portret trafi do narzeczonego, który zachwyci się urodą dziewczyny i natychmiast poślubi. Matka natomiast powróci do kochanego Mediolanu, towarzysząc swej córce i realizując swoje utracone marzenie.
Idealny plan nie zakładał tylko jednej rzeczy, że artystka i dziewczyna bardzo się do siebie zbliżą. I nawet nie chodzi o to, że film przedstawia historię miłości homoseksualnej – pełną kobiecej intymności i sensualności, ale jaki daje nam przekaz. Podczas zdawkowych lecz inteligentnych rozmów, które prowadzą młode kobiety, przewijają się wątki o wiele głębsze niż zauroczenie – niemożność decydowania o swoim życiu, podporządkowanie, tradycja, ograniczenia rozwoju, przeznaczenie czy brak wolności w podążaniu za swoimi celami. Dla jednych będzie to wyraz manifestu feministycznego, dla innych pokazanie perspektywy kobiet z XIX wieku wraz ze współczesnym myśleniem.
Każdy kogo zachwycają piękne ujęcia i widoki, odnajdzie w tym filmie ukojenie artystyczne. Niepokój za to wzbudzi u konserwatystów, dbających bardziej o niezakłócony ład społeczności niż szczęście poszczególnych jej jednostek. Aktorki zagrały nad wyraz przekonująco i z kolejnymi scenami chemia między nimi tworzyła magiczną miksturę. Uwierzyłam w ich wspólną historię i ich osobne drogi, co powinno być najlepszą rekomendacją kunsztu warsztatowego. Jednak najbardziej utkwiły mi w pamięci wypowiadane kwestie – jakby rzucone mimochodem podczas sprzeczek, a tak naprawdę mające głębsze znaczenie. „Portret kobiety w ogniu” jest filmem kostiumowym z dala od kanonu i może właśnie dlatego zasługuje na uwagę.
„Portret kobiety w ogniu”/”Portrait de la jeune fille en feu” reż. Céline Sciamma, gł. role: Noémie Merlant, Adèle Haenel
Źródło zdjęć i fotosów: www.filmweb.pl