City of London – gdzie tradycja łączy się z nowoczesnością
Zamiast piaszczystej plaży i pięciogwiazdkowego hotelu gdzieś na Krecie zafundowałam sobie letni urlop na zupełnie innych Wyspach. Mogłabym wymieniać bez liku powody, dla których obrałam ten a nie inny kierunek, ale chyba bardziej Was interesuje, co udało mi się tam zobaczyć i jakie wrażenia wywarły na mnie brytyjskie miasta. Zatem naszą podróż zacznijmy od Londynu, a w zasadzie od City od London, czyli centralnej części Londynu posiadającej autonomiczne prawa miejskie (The City nie zalicza się do żadnej z gmin miasta). Kiedyś ten teren zajmowała rzymska osada Londinium, następnie panowanie przejęli anglosasi, później normanowie po najazdach wikingów. Pod rządami dynastii królewskich, a zwłaszcza po rewolucji przemysłowej w Anglii, the City stało się międzynarodowym centrum handlu i usług bankowych. Obecnie skupia się tutaj świat biznesu i finansjery. Z całą pewnością robi to ogromne wrażenie, ale prawdę powiedziawszy to nie dlatego, na widok City of London zmiękły mi kolana. Urzekł mnie niepowtarzalny miszmasz klasycznej architektury z nowoczesnymi wieżowcami wciąż powstającymi tu jak grzyby po deszczu. Niebywała symbioza starego z nowym. Pośpiech białych kołnierzyków i gwar na głównych ulicach skontrastowany ze spokojnymi zakamarkami i elegancko ubranymi ludźmi siedzącymi zrelaksowani na schodach, jedzącymi lunche w trybie slow motion. Każda przecznica skrywała za sobą niewiadomą, a ja zamiast turystki wcielałam się w rolę niewidzialnego intruza, który przemyka labiryntami w poszukiwaniu tajemnych przejść. Fantastyczne doświadczenie – każdemu polecam. Poza tym przyjaźń ciepłych, ceglanych murów ze szklanymi i chłodnymi drapaczami chmur cieszyła me oczy. Od zawsze lubiłam historię i dorobek poprzednich pokoleń, ale również ciągnęło mnie do przyszłości i tego, co nowoczesne, co otwiera na świat. The City to jest jedno z takich miejsc, gdzie nie muszę wybierać między klasyką, a współczesnością, bo mam wszystko na wyciągnięcie ręki i sięgnięcie wzrokiem.
Starałam się uchwycić kwintesencję the City w obiektywie mego aparatu, ale nic tak nie odda atmosfery miejsca jak pojawienie się tam choćby przez moment.