Buon appetito! – najlepsze smaki Włoch

by Dorota Leszczyńska

Buon appetito! – najlepsze smaki Włoch

Podróże nieodłącznie kojarzą mi się ze smakowaniem lokalnych potraw i wczuwaniem się w kuchnię danego regionu. Z pewnością nie byłabym sobą, gdybym nie podzieliła się moimi wrażeniami kulinarnymi z pobytu we Włoszech. Degustowałam włoskich specjałów wraz z moimi najbliższymi, którzy tak jak ja kochają przyjemności podniebienia i wykorzystują swoje wyjazdy do próbowania m.in. w restauracjach tego, czego nie uświadczą na co dzień w domu.

 

PROSTOTA WŁOSKIEGO JEDZENIA

Jeżeli posiadasz bardzo dobry produkt, to nie starasz się go przerobić i ukryć jego pierwotną wartość. Włosi wychodzą z założenia, że w prostocie tkwi siła. Tylko opierając się na kilku składnikach wysokiej jakości, można przygotować posiłek, który nie kłamie. Jedni powiedzieliby, że to przejaw lenistwa spowodowanego zbyt częstym piciem wina do obiadu, inni szczytem cierpliwości, ale nie zmienia to faktu, że Włosi mogą pochwalić się najlepszymi twardymi serami dojrzewającymi latami takimi jak Parmigiano Reggiano czy Grana Padano oraz suszonymi szynkami (Prosciutto) wiszącymi z dumą na haku. Wchodząc do wiejskiego sklepu byliśmy zdumieni tym, że kupić tam można było jedynie lokalne salami, suszone kiełbaski czy prawdziwe sery, a nie produkty pseudo-oryginalne pełne konserwantów czy wypełniaczy. Za to właśnie Włochy dostają ode mnie dużego plusa – za prostotę i prawdę.

OBIAD W CORTONIE

– najbardziej domowe przywitanie 

Pojawiliśmy się w Cortonie. Tej Cortonie z filmu „Pod słońcem Toskanii”. Tej Cortonie, która jest daleko od cywilizacji, a blisko tradycji, natury i historii. Pełni emocji na skutek niepowtarzalnych widoków, weszliśmy do pierwszej restauracji, która pojawiła się przed naszymi oczami na skraju miasta, z dala od turystów. W ten oto sposób trafiliśmy na kulinarną perełkę jak ślepa kura na ziarno. W Bistrot, bo tak się nazywa owa restauracji, zjedliśmy wyborną wołowinę, roladę z indyka oraz rozpływające się w ustach ravioli. Dania były przygotowane, jakbyśmy przyjechali do naszej włoskiej babci, która pragnie nas rozpieszczać ulubionymi potrawami z dzieciństwa. Do tego piliśmy głębokie w smaku a zarazem krystaliczne białe wino, które otwierało przed nami wrota do nieba.

OBIAD W SIENIE

– najtańszy posiłek w centrum miasta

Lasagne z pesto, cannelloni z sosem truflowym czy risotto z cukinią za jedyne 5 Euro w centrum miasta. To wydawało nam się niemożliwe, zwłaszcza że za sycący obiad składający się z jednego dania przeważnie należy przeznaczyć we Włoszech około 10-12 Euro. W barze Osteria Bonelli zjecie obiad wraz z deserem za 9 Euro. Można porównać to miejsce do polskiego baru mlecznego, dlatego też smak jest o wiele lepszy niż prezentacja na talerzu. Muszę jednak zwrócić uwagę na ciekawy wystrój sali ulokowanej w piwnicy, która kojarzy mi się z jaskinią.

OBIAD WE FLORENCJI

– najbardziej niepowtarzalne wrażenia

SymBIOs to restauracja we Florencji, która szczyci się tym, że składniki, z których przygotowuje się tam dania, są organiczne, ekologiczne i najwyższej jakości. Z dwoma pierwszymi określeniami w zasadzie trudno mi dyskutować, natomiast muszę przyznać, że na nasz stół trafiały dania przyrządzone z wysokogatunkowych produktów. Czuć było esencję Włoch nie tyle w każdym kęsie makaronu czy łyku wytrawnego prossecco. Nawet wariacja na temat czarnego risotto, którą miałam przyjemność spróbować, przemycała włoskie smaki czerwonego wina i parmezanu. A na deser oczywiście zamówiliśmy tiramisu, mus z orzechami i gruszkę z pistacjami. Nie mogliśmy lepiej trafić.

OBIAD W MEDIOLANIE

– risotto na wykończenie

Przyznam się szczerze, że niemal tygodniowy pobyt we Włoszech pod względem kulinarnym był dla mnie wyzwaniem, choć pochwalę się, że raz udało mi się „dorwać” bezglutenową pizzę. Jednak tak naprawdę jedynym pewnym posiłkiem w mojej sytuacji było risotto, które pojawiło się przede mną również ostatniego dnia pobytu. W mediolańskiej restauracji niedaleko złotej rzeźby Disco di Arnaldo Pomodor zamówiłam sobie równie złote risotto z szafranem, które było aksamitne i idealnie doprawione. Jednak zanim pochyliłam się nad kolejną dawką ryżu nasiąkniętego tłustym sosem, spałaszowałam nie tyle miskę, co wręcz michę sałaty, bo tak zatęskniłam za warzywami. Byłam najedzona po korek, jednak w dalszym ciągu brakowało mi mięso. Zapewne ze względu na to, że kuchnia włoska jest uboga w białko, to przypuszczam (biorąc pod uwagę ostatni pobyt), że nie byłabym w stanie prawidłowo funkcjonować stosując się do jej reguł.

CO PŁYNĘŁO W ŻYŁACH CAŁY CZAS

Oczywiście, że cappuccino, vino i gelato. Włoska kawa nie ma sobie równych, bo rytuał jej picia jest wpisany w kulturę Włoch, jak sam Leonardo da Vinci, którego muzea są niemal w każdym większym mieście. Wino dziwnym zbiegiem okoliczności wypełniało nasze kieliszki do obiadu i do kolacji. Szampańskie Prosecco, niesforne Chardonnay i stabilne Chianti umilały nam czas. Aczkolwiek najlepszym poprawiaczem humoru były włoskie lody. Zdradzę Wam, że najlepsze zjecie w budce przy Dworcu Kolejowym w Mediolanie. Od Rzymu poprzez Toskanię na Milano kończąc, nie jadłam lepszych, a zaręczam Wam, że poczyniłam ogromne badania. Kawa, wino i lody – to dopiero były czyste przyjemności.

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *