Prawnik potrzebny od zaraz
Dobrze mieć w rodzinie lub wśród znajomych lekarza, księdza i prawnika. Przekonuję się o tym co jakiś czas, gdy ktoś nagle przypomina sobie o moim istnieniu i w rozmowie ze mną bez kulturalnego „Cześć!” i kurtuazyjnego „Jak się masz?” przechodzi od razu do problemu natury prawnej. Pojawia się wtedy magiczne, wręcz kultowe zdanie: „Jesteś chyba obeznana w prawie, więc może mi pomożesz?”. Pomogę, czemu nie, ale niesmak pozostaje.
Albo to. Poznaję na domówce czy imprezie znajomych jakieś nowe osoby i, gdy dowiadują się o tym, że zajmuję się prawem podatkowym, z marszu chcą mój numer telefonu i liczą na sprzedanie im „myków” na obejście przepisów. Wprost oczy im się świecą, słuch wyostrza, a język wyrywa się do zadawania pytań. Jeżeli coś wiem, to podpowiem, ale nie po to przyszłam na prywatne spotkanie, żeby opowiadać bez przerwy o pracy. Jeżeli bowiem poznaję ekspedientkę z mięsnego, nie będę przecież pytać bez przerwy o ceny wołowiny i najlepszych dostawców. Też chciałabym od tego codziennego kołowrotka odpocząć i rozluźnić się na chwilę w towarzystwie, rozmawiając na lekkie tematy.
Jestem prawnikiem z wykształcenia, robię doktorat, zajmuję się prawem podatkowym – to są przymioty mojej osoby, od których nie ucieknę. Poza tym też mam swoje życie, które zupełnie nie wiąże się z prawem i ogólnie pojmowaną karierą. Lubię czuć się potrzebna, pomagać bliskich i sprawiać im radość, więc staram się dać z siebie, ile jestem w stanie. Jednak to, co powoduje u mnie nutkę zażenowania to incydenty przedstawione powyżej z prawie obcymi dla mnie osobami, ale i do takich sytuacji można się już przyzwyczaić. Bo to, co mnie razi w relacjach międzyludzkich to interesowność – łowienie kontaktów jak ryb w siatkę, na wypadek późniejszej potrzeby.
Jeżeli już naprawdę ktoś potrzebuje pomocy znajomego, z którym już dawno miał jakąkolwiek styczność, radzę zapamiętać kilka wskazówek. Po pierwsze, należy się najzwyczajniej w świecie przywitać, bo to świadczy o naszym szacunku i ogładzie towarzyskiej. Po drugie, spytać się rozmówcy, co też u niego się dzieje, jak się miewa. Może w tym czasie leży w szpitalu, stracił pracę lub wręcz przeciwnie jest zarobiony albo właśnie się z kimś rozstał. Osobiście czułabym się głupio prosząc kogoś o pomoc, gdy tej osobie właśnie się nie wiedzie, więc wolałabym zapytać, zanim przeszłabym do mojej sprawy. Po trzecie, po pomyślnym sfinalizowaniu rozmów, należy zaproponować jakieś podziękowanie za udzieloną pomoc. Pieniądze nie zawsze są najlepszą formą gratyfikacji, dlatego czasem lepiej zaprosić na obiad, wręczyć kwiaty lub ofiarować jakiś drobiazg. Choćby zatem palił nam się grunt pod nogami, należy zachować resztki ludzkiej przyzwoitości.
Nie powinno być nam wstyd prosić o pomoc, ale powinno być nam wstyd za swoją nietaktowną postawę w takiej sytuacji. Jeżeli potraktujemy znajomego tak obcesowo, to na kolejną pomocną dłoń w przyszłości na pewno nie będziemy mieli co liczyć.