Goodbye & good luck!

by Dorota Leszczyńska

Goodbye & good luck!

goodbye3

Żadna relacja nie musi być na całe życie. Uświadamiam to sobie kolejny raz. Nie mam na myśli relacji służbowych, bo one z zasady powinny opierać się na neutralnym kontakcie zadaniowym. Mówię o szeregu znajomości, zdarzających się nam po drodze. Raz są one lepsze, raz gorsze – z tego rodzi się przecież doświadczenie na przyszłość.

Na siłę nikogo nie da się zmienić, bo to od tego człowieka zależy, czy zechce cokolwiek w sobie naprawić.  Kontakt z osobą, która odbiera Ci szczęście zamiast tą radość budować, przeczy instynktowi samozachowawczemu. Nawet jeżeli kontakt jest tylko przelotny i powierzchowny, to nie zmienia to w zasadzie tak diametralnie naszego odczucia zdegustowania i frustracji. W jakim bowiem celu mamy widywać się i rozmawiać z osobą, która nie wnosi do naszego życia nic pozytywnego, a wręcz to życie spłyca. W takiej sytuacji wystarczy zwykłe „Cześć!” i krótkie small talk, doprawdy nic więcej.

Muszę powiedzieć, że jestem bardzo cierpliwa wobec ludzi i potrafię przez dłuższy czas usprawiedliwiać czyjeś zachowanie. Jednak do pewnego momentu. Wtedy następuje stosowne upomnienie nazywane ostatnią szansą, mające za zadanie albo rozwiązać problem albo się od tego problemu ostatecznie uwolnić. Dlatego w ramach uzdrowienia relacji w wieku 16 lat wprowadziłam się do mamy, by po roku się od niej wyprowadzić i nigdy więcej do tego domu nie wracać. Dlatego po zerwaniu z chłopakiem nigdy przez myśl mi nie przeszło, by z tych chłopakiem zacząć wszystko od nowa. Dlatego  przestawałam utrzymywać kontakt z przyjaciółmi, którzy byli aspołeczni lub ciągnęli mnie w dół. Nie życzę nikomu źle, ale nie są to już osoby, którym kolejny raz chciałabym zaufać. Z jakiej racji miałabym znowu cierpieć przez drugą osobę? Trudności mogą człowieka uszlachetniać i czynić lepszym, samo cierpienie w żadnym wypadku.

W mózgu ośrodek odpowiedzialny za odczuwanie więzi z drugim człowiekiem jest niebezpiecznie blisko osadzony punktu budzącego u nas agresywne bodźce i nienawiść. Nie jest to może zbyt pocieszająca informacja naukowa, ale przynajmniej unaocznia nam pewien schemat relacji międzyludzkich. Na pewnym etapie znajomości sprzeczki, odmienne zdania i konieczność rozwiązania jakiegoś problemu o wiele łatwiej może przerodzić się w krwawą kłótnię. W tym momencie musi zadziałać dojrzała, a nie impulsywna reakcja człowieka, aby temu zapobiec. Jeżeli ktoś nie radzi sobie ze swoją emocjonalnością i wpada z jednej skrajności w skrajność, tzn. raz się uśmiecha i cieszy, za chwilę staje się arogancki i obrażony na cały świat, to relacja z tego typu osobą jest z góry skazana na niepowodzenie. Po co więc to ciągnąć i mieć nadzieję, że załapiemy się na ten lepszy humor?

Uwolnienie się od chorych relacji z pewnością nie jest łatwe – zwłaszcza, jeżeli ta relacja trwała latami, albo po prostu wymagała od nas dużo „pracy”. Są dwie szkoły: albo powolne oddalanie się albo szybkie ucięcie nożem. Przy pierwszym sposobie postępowania może zachodzić niebezpieczeństwo, że cofniemy swoje postanowienia i znowu zaufamy drugiej osobie. Ani nie jestem masochistką ani zdrowie mi na to nie pozwala, by przeżywać ten kołowrotek i wracać nieustannie do tego samego, bezproduktywnego etapu. Chyba po prostu szkoda mi na to życia…

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *