To przecież świat jest wszystkiemu winien

by Dorota Leszczyńska

To przecież świat jest wszystkiemu winien

DSC07905

„To wszystko wina innych!”. Miewasz czasem takie myśli? Jeżeli tak, to znajdujesz się w specjalnej grupie wybrańców, na których spadają wszelkie plagi egipskie, którzy zawsze dostają puszki Pandory wypełnione najgorszymi nieszczęściami, i którym nikt nigdy nie podaje pomocnej dłoni, choć się ona wyjątkowo tej utyranej grupie należy. Masz absolutne usprawiedliwienie swoich porażek i niewygodnej pozycji – to po prostu świat się sprzeniewierzył przeciwko Tobie.

Łatwo jest przerzucać winę na innych, na zastaną sytuację, na niesprzyjające otoczenie, na deszczową pogodę, na tykający zegar, który nie dawał zasnąć czy na polityków mających odmienić nasz marny byt za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Jest to bardzo wygodne, gdyż dzięki temu oddala od nas odpowiedzialność za bieg zdarzeń i czyni nas jedynie pionkami, które nie mogą wpłynąć na nowe rozdanie w grze. Oj, nie jest łatwo za to przyznać się do winy, podjąć jakąś konstruktywną decyzję i nastawić się na działanie, za które możemy być później w końcu rozliczeni. Prościej jest umyć ręce i płynąć z nurtem. Osoby wiecznie „niewinne” wiedzą, co powiedzieć, aby odsunąć od siebie trudności:

„Nic się nie da zrobić. Niech się dzieje, co chce! Będzie źle, bo przecież i tak było. Toczymy się po równi pochyłej w dół, ale tego nie da się powstrzymać.”

„To on powinien coś zrobić. Dlaczego nic nie robi w tej sprawie? Jakim prawem mnie obwinia, przecież ja w tej sprawie nic nie mogę.”

„Nikt mnie nie rozumie. Jestem tak pokrzywdzony przez los, a wszyscy inni mają lekkie życie i niczym się nie martwią.”

„Przecież taki jestem zarobiony. To nie moja wina, że nie mam czasu, pieniędzy i siły, żeby pomagać. Gdyby wszystko się układało, to na pewno bym pomógł i coś zmienił.”

A ja uważam, że jeżeli czegoś się naprawdę chce, to można wszystko i przeciwności losu wtedy stają się tylko szczeblami, które należy pokonywać. Gdybym poddała się temu, że nie mam wsparcia rodziców, to nie skończyłabym studiów, a już na pewno nie byłabym na doktoracie. Gdybym ubolewała nad moim kręgosłupem, zamiast regularnie ćwiczyć, to już nie raz wypadłby mi dysk, a o chodzeniu w szpilkach mogłabym zapomnieć. Gdybym nie stawiała codziennie Babci na nogi, to po wyjściu ze szpitala nie powróciłaby do pełnej sprawności. Gdybym nie redagowała i nie publikowała swoich tekstów na stronie, to nie rozwinęłabym swego warsztatu pisarskiego i nie znalazłabym pracy, która obecnie sprawia mi ogromną radość. Gdybym szukała wymówek do omijania spotkań z przyjaciółmi czy wykręcała się od pomocy innym, to wcześniej czy później zostałabym sama jak palec. Gdybym nie planowała z wyprzedzeniem zadań i obowiązków, to cały czas poruszałabym się w chaosie, nieustannie nie miałabym czasu, choć de facto mało bym robiła. Dopiero teraz dochodzi do mnie, że przez swoje życie mogłam znaleźć tyle prostych wymówek. Jednak nie uważam, że branie na siebie ciężaru wyszło mi na niekorzyść, a wręcz przeciwnie. Tym bardziej doceniam to co mam, bo wcale nie liczyłam, że dostanę coś od tak, bo mi się należy – w końcu jestem taka biedna, bezradna i samiutka, ale zapracowałam sobie na moje osiągnięcia i miejsce, w którym obecnie się znajduję. I nikt mi nie powie, że stałam z założonymi rękami, bo z faktami się nie dyskutuje.

Każdy z nas ma problemy. Może niektórym trudno w to uwierzyć, ale tak jest, nawet jeżeli nie mówi się o nich głośno. Narzekanie, mielenie tematu i trwanie w czarnej „D” cechuje zwłaszcza ludzi wiecznie „niewinnych”, natomiast w zasadzie obce jest, tym, którzy do przeciwności podchodzą w sposób zadaniowy. Zapewne dlatego zazdrośnikom wydaje się, że tacy ludzi są szczęściarzami urodzonymi w czepku, a tak naprawdę są takimi samymi ludźmi jak inni, tyle że nie podchodzą do życia z udręką, lecz stawiają czoła rzeczywistości. Musimy zdać sobie sprawę, że w ostatecznym rozrachunku liczy się działanie. Nieustanne usprawiedliwianie się i przerzucanie odpowiedzialności do niczego nie prowadzi, zabiera nam tylko czas i energię, którą można byłoby spożytkować o wiele bardziej produktywnie. Warto spojrzeć na sytuację nieco z boku, przeanalizować suche fakty, aby dojść do wniosku, jaki jest problem i do czego dążymy, a następnie znaleźć sposoby, aby doprowadzić do rozwiązania. Banalny schemat a tak obcy wielu. No cóż, wszystkich ludzi nie zbawię, ale niech  Ci „niewinni” później nie obwiniają całego świata (łącznie ze mną), że mają paskudne życie pozbawione radości, perspektyw i bliskich.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *