Nakarm mnie!

by Dorota Leszczyńska

Nakarm mnie!

To nie jest od razu tak, że jak powiesz „Nakarm mnie!” to znajdą się ochotnicy, by przyrządzić Ci ucztę jak dla arabskiego księcia. Dodam, że często nie ma co liczyć nawet na zaschniętą piętkę od chleba. Żebranie o cokolwiek w naszym poukładanym, szablonowym i dumnym świecie indywidualistów nie pełni swojej funkcji zaspokojenia potrzeb. Im bardziej będziesz prosił na kolanach, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że druga strona da Ci to, czego oczekujesz. Jakież to okrutne w swej prostocie.

Niby współczujemy żebrzącym, bo nawet zdarza nam się wrzucić przysłowiowa złotówkę do ich koszyka, ale z żadnym z nich nie zamienimy dłuższej pogawędki, po prostu ich omijamy. Dla społeczeństwa są wykolejonymi, nieatrakcyjnymi i niezaadoptowanymi wyrzutkami, dlatego nie chcemy z nimi mieć nic wspólnego – przynajmniej zdecydowana większość. W krajach skandynawskich czy Japonii trudno uświadczyć żebraków na ulicach. Zapewne dlatego, że w ich społecznościach i kulturze utarł się kult pracy, a desperackie żebranie o pieniądze stanowi ujmę na dumie.

Spotkałam jakiś czas temu znajomą sprzed lat. Od słowa do słowa przeszłyśmy do głębszych tematów i zaczęła wręcz wypłakiwać się na moim ramieniu z powodu swoich nieudanych związków. Opowiadała jak to jeden z facetów wyłudzał od niej pieniądze, drugi przychodził tylko na seks, a trzeci pomiatał w towarzystwie. Trzeba przyznać, że strasznie z niej pechowa dziewczyna, skoro nie trafiła na nikogo normalnego według utartych standardów: porządny, kochający i szanujący. I rzeczywiście szkoda mi jej było, bo nic w obrazku stojącym przede mną nie wskazywało, że dziewczyna miała jakieś deficyty urodowe czy intelektualne. Spotykała takich, a nie innych gości i się zakochiwała po uszy. Czysty pech! A może wcale nie pech, tylko problem ze sobą? Pragnęła dostać od nich miłość, i co robiła – angażowała się za dwoje, dążyła do stworzenia czegoś trwałego i wartościowego, a w zamian nie otrzymała nic poza złamanym sercem. Żebrała o to, by być dla kogoś kimś ważnym i wyjątkowym, bo czegoś lub kogoś w jej życiu brakowało. Była głodna miłości, więc nie zważała na nic, co pojawiało się na drodze i jak wielkim kosztem okupiona była ta misja – głównie swoim kosztem. Dlatego płakała, płacze i płakać będzie, bo nikogo nie można poprosić ani przekonać do miłości.

Głodni jesteśmy również czyjejś uwagi, popularności lub podziwu. Nie ma nic złego w tym, że dzielimy się naszymi osiągnięciami abo porażkami. Problem pojawia się wtedy, gdy w ferworze wyskakujemy już nawet z lodówki, a ludzie zaczynają nas mieć na tyle dość, że przestają nawet zaglądać do kuchni. Tak się dzieje w przypadku celebrytów kalibru Kardashianów, którzy na potrzeby reality show potrafią wymyślić niestworzone idiotyzmy, aby napędzić oglądalność. Półnagie zdjęcia na Instagramie, ekstrawaganckie stroje i kontrowersyjne komentarze to tylko przykłady napędzające lawinę lajków i serduszek. Mnie takie żebranie przyprawia o mdłości, ale jest to cena jaką płacą, za to by zarabiać w tym biznesie. Ich życie prywatne jest tematem do rozmów na całym świecie, a każde wypowiedziane zdanie poddawane jest krytyce. Nie każdy będzie w stanie dźwignąć to brzemię. Ale takie są konsekwencje zbytniego eksponowania siebie i przekonywania do polubienia.

Mówi się, że najbardziej czułym zdaniem jakie można powiedzieć, nie jest wcale „Kocham Cię!”, ale w zasadzie pytanie „Jesteś głody/głodna?”, bo w nim skrywa się troska, zaangażowanie i pamięć o ważnej dla nas osobie. Zatem nie błagajmy, bo dopiero, gdy uzmysłowimy sobie sens wymiany barterowej, wtedy usłyszymy i poczujemy, że komuś na nas naprawdę zależy.


fot. KK

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *