Nie do wiary
Wprost nie mogę w to uwierzyć; może z uwagi na to, że do samej niewiary zdążyłam się już przyzwyczaić. Obecna sytuacja jeszcze bardziej powoduje u mnie myśli agnostyczne. Nie ulega wątpliwości, iż stajemy się dziwni pod względem moralności, na tyle dziwni, że nie przeszkadza nam nacjonalistyczne podejście do miłości bliźniego.
Na czym ono w zasadzie miałoby polegać? To przecież proste – na dzieleniu: na naszych i obcych, na prawdziwych i kłamliwych, na dobrych i złych ludzi. Jezus tylko przez pomyłkę pomógł Samarytance, przyjął do grona Apostołów celnika, uchronił przed śmiercią prostytutkę i dostarczył trochę alkoholu na wesele w Kanie Galilejskiej. Tak naprawdę był przecież Słowianinem zrodzonym z Matki Polki, nieznającym żydowskiego języka hebrajskiego i stawiającym honor narodu ponad nadstawiony policzek.
Nienawiść bliźniego staje się kolejnym z przykazań, do którego odwołują się autorytety, już nie tylko z wielkomiejskich blokowisk dzielni. Jest to kolejny powód, dla którego, pomimo ochrzczenia, nie nadaje się na współczesną katoliczkę. Nie umiem ślepo iść na rzekomym autorytetem, powołującym się na wątpliwą interpretację swojego, poczciwego i etycznego postępowania na potwierdzenie jedynego, właściwego stanowiska. Lecz wcale tak nie musi być, a wręcz nie powinno. Powiedzmy, że nadal będę grzeszyła myśląc o innych po prostu dobrze – nie będę z góry zakładała, że ktoś jest lepszy/gorszy od innych. Będzie to grzech śmiertelny, który zostanie potraktowany równie surowo, co chęć pokochania dziecka zrodzonego z in vitro.
Moralność dla każdego jest czymś innym. Jej postrzeganie i przeświadczenie o istnieniu katalogu zachowań amoralnych jest wypadkową wielu czynników, często bardzo niezależnych od nas, jak: wychowywanie w danej kulturze czy rodzinie, obracanie się w określonym towarzystwie czy przynależenie do pewnej społeczności. W sieci nakładających się kodeksów moralnych ludzkości, da się określić podstawową zasadę etyki: „granicą wolności jednego człowieka, jest granica wolności drugiego”. Swoim zachowaniem nie możemy wyrządzać krzywdy innym, ani też zabraniać czegokolwiek, komukolwiek, skoro to zachowanie nie wpływa negatywnie na drugiego człowieka. Czy jesteśmy wierzącymi, agnostykami czy ateistami, powinniśmy byli zauważyć, że fundamentem wielu religii jest symbioza między ludźmi i szerzenie dobra w różnej postaci. Nienawiść jest ewidentnym zaprzeczeniem tych podwalin, gdyż bezpodstawnie dzieli ludzkość i tym samym szerzy agresję.
Mogę się z kimś sprzeczać na temat poglądów, ale doprawdy nie lubię się kłócić. Ze sporów pamiętam tylko krzyk i emocje, które im towarzyszyły, a to przecież to do niczego nie prowadzi. Mam zdecydowanie za słabe zdrowie na szukanie sobie wrogów. Oczywiście dalej będę spotykała na swej drodze, i ludzi i, tzw. taborety, co nie oznacza, że musi mną przesiąkać nienawiść. Niech już tak pozostanie, że będę żyła obok pozostałych wolnych jednostek, a nie w opozycji do nich. To chyba brzmi bardzo normalnie.
***
Inspiracją do napisania tego tekstu, były ostatnie wydarzenia w Białymstoku – msza święta i marsz ONR.