Kwiatki dla Dorotki
Nie jestem infantylna i nie domagam się bajkowej idylli, adoracji i pochwał. Wolą sprostowania, to nie są kwiatki, lecz chwasty. Kłujące, pozostawiające pieczenie i plugawe wrażenie ohydy, skrywane pod płaszczykiem pięknych i niewinnych słów. Głośno mówi się o hejcie, a co z obłudą?
Nauczyliśmy się już, że słowa ranią, sprawiają ból, pozostawiają blizny w pamięci. Przez słowa również możemy porywać tłumy, wzruszać, uszczęśliwiać. Słowa stają się dla nas narzędziem i to od nas zależy, jak je wykorzystamy. Choć Słowacki pragnął, „aby język giętki, powiedział wszystko, co pomyśli głowa”, zdajemy sobie sprawę, że część myśli powinniśmy zostawić dla siebie, przeczekać złość, przemilczeć opinię.
Słowami także kreujemy rzeczywistość, a przynajmniej udajemy, że jest to możliwe. Dopisujemy wartości tam, gdzie ich nie ma, bo przecież czyny wskazują na zupełnie inną postawę. Dopiero po reakcjach danego człowieka, możemy wywnioskować, czy to co mówił idzie w zgodzie z jego prawdziwym ja. Jak wielu jest aktorów wśród nas, dowiadujemy się dopiero przy bliższym poznaniu. Za późno…
Ubolewam nad tym, że szczerość jest produktem deficytowym i umyka w świecie interesowności. Permanentnie stykam się z osobami, które w niezwykle barwny sposób starają się wzbudzić moją sympatię, celem uzyskania jakiś korzyści, informacji czy kontaktów. Trudniej jest wyważyć, kiedy mam do czynienia z uprzejmością, a kiedy z przemyślaną formą wazeliniarstwa. Tym bardziej boli, gdy nie można liczyć później na pomocną dłoń, za to czeka dodatkowo niekoleżeńskie podstawienie nogi.
W nowym, dorosłym świecie prymat wiodą: efektywność, produktywność i skuteczność. Nie ważne jakich środków użyjemy, liczy się to, że wykonaliśmy zadanie i dotarliśmy do celu. Poznanych po drodze ludzi traktujemy instrumentalnie, manipulując nimi z myślą o spełnieniu naszych oczekiwań. Nie ma czegoś takiego jak przyjaźń w pracy, współodpowiedzialność za niepowodzenia, szacunek wobec przełożonych, lojalność wobec współpracowników, skoro relacje są pozorne. Słowa, które wcześniej brzmiały atrakcyjnie, okazują się być serią psychologicznych zagrywek. Takie to kwiatki.
Obłuda jest jak choroba, która nie daje objawów, dopóki nie przebadamy organizmu. Rozprzestrzenia się zaskakująco szybko i nie daje nadziei na wyleczenie. Najlepszą receptą jest izolacja chorego i ograniczenie kontaktów jedynie przez szybę. W innym przypadku, to my będziemy cierpieć, a nie chory obłudnik. Stąd się właśnie bierze ograniczone zaufanie i brak wiary we wszystko, co mówią nam inni.