What’s now, Mr Bond?
Prawdopodobnie „Spectre” to ostatni film z serii o Bondzie, w którym zagrał Daniel Craig. Ale czy czymś mnie ten film zaskoczył? Nie, aczkolwiek śmiechu było co niemiarę. Śpieszę wyjaśnić.
Przeważającą część ponad 2-godzinnego seansu stanowią imponujące efekty specjalne od wybuchów po strzelaniny. Tego zawsze należy się spodziewać przy tego typu produkcjach. Nie brakuje też bijatyk, ucieczek i zabawy samochodami. Przy tej całej aurze niebezpieczeństwa, twórcy filmu co chwilę puszczają nam oko i przemycają, a to rozluźniające akcję dialogi, a to prozaiczne wypadki przy pracy.
„Łatwa” Bellucci pojawia się na początku filmu i znika po 3, może 4 scenach, czym rozczarowuje niektórych wielbicieli jej wdzięku. Młodsza dziewczyna Bonda, jest bardziej zasadnicza, ale wcześniej czy później i tak ulega tym błękitnym oczom. Zaznaczę, że bezpośrednio po wyczerpującej walce w pociągu, tak jakby cała sytuacja za mało ich fizycznie wykończyła. To dopiero płynne przejście z pociągu… do seksu.
Tym razem, poza potem na skroni i mikroskopijnymi śladami nakłucia, Bond nie wykazuje cech człowieka z krwi i kości. Chociaż, prawdę mówiąc, mocno się zestarzał. Jednak z opresji wychodzi nad wyraz obronną ręką bez uszczerbku na wizerunku. Właśnie z uwagi na jego obraz, bardzo naciągany wydaje się wątek miłosny. Pocałunki w przerwach, a nawet w trakcie akcji są niebywale hollywoodzie, ale kuriozalne.
Grzechem byłoby nie wspomnieć o wręcz megalomańskich sceneriach, grafice i perfekcyjnych kadrach. Aczkolwiek najbardziej rozczulająca była, wg mnie i moich przyjaciół, „stacja w Małkinii”. Jeżeli ktoś nie miał okazji tam być, po obejrzeniu „Spectre” może się domyślać jak wygląda stacja znajdująca się na trasie Warszawa-Białystok.
Rozpisałam się na temat niemal wszystkiego, a pominęłam samą fabułę. Bez sensu jest zdradzać scenariusz, zwłaszcza, że nie jest specjalnie zaskakujący. Oczywistym jest spisek, rozprawianie się z wrogami, zemsta, ochrona kobiet, walka z międzynarodowymi układami. Ta część Bonda rozwiązuje stare sprawy i wyznacza nową przyszłość. Następuje upragniony happy end.
Pomimo przewidywalności filmu, wieczór z agentem uważam za udany. Była walka, władza, namiętność i luksus. Ale czyż nie tego oczekujemy od Bonda?
Źródło zdjęć i fotosów: www.filmweb.com