Nie przekonuj do siebie tych, którzy nie są zainteresowani

by Dorota Leszczyńska

Nie przekonuj do siebie tych, którzy nie są zainteresowani

Aleksandra miała 26 lat, wielkie serce i jeszcze większe oczekiwania wobec siebie. Jak przystało na grzeczną dziewczynkę miała w sobie dużo wyrozumiałości i cierpliwości do ludzi. Tak oto przez rok była z Markiem – chłopakiem, który miał więcej wspólnych cech z lodówką niż z partnerem. Był chłodny, zamknięty i reagował tylko wtedy, gdy czegoś potrzebował.

Ona pisała mu rano miłe wiadomości, robiła dla niego kanapki „na drogę”, wspierała w codziennych problemach, nawet pomagała mu napisać CV, gdy musiał szukać kolejnej pracy. On? Zwykle odpisywał zdawkowo po wielu godzinach, a słowo „dziękuję” jakby nie potrafiło przejść mu przez gardło. Kiedy raz poszła do niego z gorączką, usłyszała tylko: „No to odpoczywaj, ja idę na siłkę”.

I mimo to Aleksandra ciągle próbowała. Myślała: „Może on po prostu nie potrafi okazywać emocji?”, „Pewnie jest zestresowany”, „Potrzebuje więcej czasu, żeby się określić i otworzyć na więcej”.

Aż któregoś dnia zobaczyła jego komentarz pod zdjęciem innej dziewczyny: „Boskie ciało, mniam 😍”.

I wtedy coś w niej pękło.

Zainteresowania nie wychodzisz

Jedna z największych iluzji, jakie sobie fundujemy, to przekonanie, że musimy zasłużyć na czyjąś uwagę. Że może jeśli będziemy milsi, bardziej wspierający, bardziej dopasowani, to ktoś w końcu nas zauważy. Tymczasem prawda jest banalnie prosta: jeśli ktoś naprawdę chce z Tobą być, to nie trzeba go do tego przekonywać. Nie musisz pisać elaboratów, robić prezentacji PowerPoint z dowodami na swoje uczucia ani zamieniać się w psychoterapeutę, kucharkę i cheerleaderkę w jednym.

W związkach i przyjaźniach często wpadamy w pułapkę zbierania „punktów za zasługi”. Myślimy, że jak się dostatecznie postaramy, to ktoś to kiedyś w końcu odwzajemni. Więc inwestujemy, inwestujemy i inwestujemy licząc na nagrodę. Ale relacja to nie karta lojalnościowa z kawiarni. Możesz zrobić sto kaw emocjonalnych, a ktoś i tak pójdzie do konkurencji. Jeszcze weźmie ze sobą Twój kubek.

Inwestowanie w relację

Dlatego należy pamiętać, że relacja partnerska musi być oparta na wzajemności. Raz jedno, raz drugie. Albo jak w tańcu, gdy kroki się synchronizują i układają w płynny ruch. Jeśli jednak jedna osoba cały czas ciągnie drugą po parkiecie, to nie jest żadne tam tango czy paso doble. To jest holowanie.

Relacja oparta na prawdziwych intencjach to taka, w której obie strony inwestują: czas, uczucia, uwagę. Gdzie nie musisz się domyślać, czy jesteś chciany/a, kochany/a, ważny/a. To nie musi być zawsze 50/50. Czasem będzie 60/40, czasem 80/20, bo życie bywa różne. Ale jeśli stale masz wrażenie, że to Ty ciągniesz ten emocjonalny wózek, to coś tu ewidentnie nie gra.

Uważam, że zbyt wiele osób myli dostępność emocjonalną z naiwnością. Są gotowi rozdawać swoją uwagę, lojalność i czas jakby one nic nie znaczyły. A przecież Twoje zasoby są cenne. Twój czas, Twoje uczucia, Twoja obecność stanowią wartość, na której innym przecież zależy. Bo każdy chce być kochanym i w centrum czyjejś uwagi, ale nie każdy jest w stanie odwzajemnić te uczucia i cokolwiek z siebie dać właśnie Tobie.

Kiedy odejście to największy dowód szacunku do siebie

Nie musisz kogoś nienawidzić, żeby przestać próbować. Czasem największym aktem miłości własnej jest po prostu odejście od stołu, przy którym nie ma już dla Ciebie miejsca. To nie jest dramatyczne trzaśnięcie drzwiami, nie chodzi o zemstę ani „ucieranie nosa”. To ciche, dojrzałe uznanie faktu: nie jestem tutaj chciany/a tak, jak na to zasługuję.

Odejście nie oznacza porażki. Oznacza, że w końcu przestałeś/aś grać w grę, w której zasady ustala tylko jedna strona. Że przestajesz czekać na wiadomość, która nigdy nie przyjdzie, na zmianę, która nigdy nie nadejdzie, na miłość, która w tej relacji była tylko z Twojej strony.

Odejście to powiedzenie sobie: jestem ważny/a. Mój spokój, moje emocje i moja energia są zbyt cenne, by inwestować je w emocjonalną pustynię. A największy dowód szacunku do siebie? Umieć powiedzieć: „To nie dla mnie” i iść dalej.

Nie z gniewem, tylko z godnością. Nie z rozpaczą, tylko z transparentnością. Nie po to, żeby ktoś za Tobą biegł, tylko po to, żebyś w końcu mógł/mogła iść tam, gdzie ktoś będzie iść razem z Tobą.

Nie zawsze masz wpływ na to, czy ktoś Cię pokocha. Aczkolwiek zawsze masz wpływ na to, czy pozwolisz, by Cię ignorowano. I to właśnie jest granica, którą stawia się z miłości, ale tym razem do siebie.

Podsumowanie

Miłość, przyjaźń, relacja – to nie są towary na sprzedaż. Nie musisz się reklamować, nie musisz nikogo do siebie przekonywać, udawać kogoś ciekawszego lub upodobnionego. Jeśli ktoś nie jest Tobą zainteresowany, to nie Twoja porażka. To jego strata.

Tak naprawdę prawdziwe zainteresowanie to nie jest wielkie show. To nie są czerwone róże w walentynki i deklaracje miłości na Instagramie. To raczej pytanie „zjadłaś coś dziś?”, zapamiętanie, że boisz się pająków i nie wyśmiewanie tego, że rozklejasz się na „Titanicu„.

Zamiast wkładać energię w niedostępnych ludzi, którzy nie potrafią odpowiedzieć nawet „hej”, skup się na tych, którzy Ci szczerze kibicują, piszą do Ciebie bez okazji, pamiętają, że lubisz rogale z makiem i przytulają, gdy tego potrzebujesz. Bądź sobą. To wystarczy by przyciągnąć tych, którzy naprawdę są warci Twojego czasu.


Fot. www.pexels.com

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *