Boli, gdy influencerzy zarabiają krocie za nic, a Ty się męczysz w kancelarii

Wchodzisz do windy w biurowcu. Na zegarku 7:48. Masz przed sobą dzień pełen maili, akt, terminów i telekonferencji. Otwierasz Instagrama w przerwie na kawę a tam influencerka o poranku w Paryżu. Croissant, widok na wieżę Eiffla i podpis: ’Just another day in paradise’. Przesuwasz dalej, kolejne story, inny influencer, tym razem w Dubaju, pręży swoje mięśnie w basenie na dachu. I jedno pytanie zaczyna cię dręczyć: czy naprawdę muszę tak harować, skoro inni żyją tak lekko?
Nie jesteś sam/sama. To pytanie zadaje sobie wielu młodych (i nie tylko) profesjonalistów, zwłaszcza w wymagających branżach jak prawo. I nie ma w tym nic złego. Frustracja jest ludzka. Porównywanie przychodzi nam naturalnie. Ale czy to porównywanie ma jakikolwiek sens?
Droga prawnika to maraton, nie sprint
Zawód prawnika nigdy nie był łatwy. I prawdopodobnie nigdy taki nie będzie, nawet jeżeli AI odciąży prawników w pracy zakulisowej. Studia, aplikacja, staże, pierwsze sprawy, godziny przygotowań, odpowiedzialność – wszystko to kosztuje czas, energię i nieraz zdrowie. A początki bywają naprawdę trudne. Często przez pierwsze lata dostajesz więcej uwag niż pochwał, a prestiż niekoniecznie idzie w parze z wynagrodzeniem.
Ale mimo to, coś w tej ścieżce Cię zatrzymało. Nawet jeśli chwilowo czujesz, że kosztuje Cię więcej, niż daje, to widzisz tą satysfakcję z pokonywania kolejnych kroków milowych i cel na horyzoncie. W świecie, w którym wszystko ma być „szybko” i „teraz”, prawo przypomina sztukę długodystansową. Nie kliknie od razu. Ale daje coś, co jest coraz rzadsze: stabilność, znaczenie i wpływ.
A influencerzy? Czy naprawdę zarabiają „za nic”?
Prawdopodobnie nie raz to przeszło Ci przez myśl: „Ja analizuję sprawy, prowadzę trudne rozmowy z klientami, buduję kompetencje latami. A ktoś wrzuca zdjęcie z kawą i dostaje za to więcej niż moja miesięczna pensja.” Ale prawda, jak zwykle, jest bardziej złożona.
Influencer to dziś nie tylko ktoś, kto „ładnie wygląda w kadrze”. To często jednoosobowa agencja marketingowa, copywriter, grafik, specjalista od wideo i analityk w jednym. Zasięgi, zaangażowanie, wiarygodność – to wszystko wymaga czasu i konsekwencji. Tak samo jak Twoja praca. Tylko efekt jest inny. I może bardziej widowiskowy.
Czy to znaczy, że ich życie jest łatwiejsze? Niekoniecznie. Jest inne. Czasem nawet przerysowane i w kadrze oderwane od rzeczywistości. Ma swoje zalety, ale i swoją cenę: brak prywatności, ciągła presja wyników, niestabilność, potrzeba nieustannej obecności, konieczność tworzenia życia pod kontent. Każda droga ma swoje blaski i cienie. I to właśnie o tym często zapominamy, gdy porównujemy swój „backstage” z czyimś „highlightem”.
Porównywanie – największa pułapka ery cyfrowej
To nie social media są problemem. Problemem jest to, jak my z nich korzystamy. Jeśli używasz ich jako źródła inspiracji, to świetnie. Znajdziesz tam wiele edukacyjnych treści, np. na temat psychologii, nauki, zdrowego odżywiania czy sportu. Jeśli jednak social mediów używasz choćby nieświadomie jako linijki do mierzenia własnej wartości, to zaczyna się robić niebezpiecznie.
Bo nie widzisz zmęczenia influencera po 12 godzinach nagrań. Z drugiej strony nie widzisz prawnika, który po latach pracy ma stabilną praktykę, ciekawe sprawy i poważanie w branży. Widzisz tylko tu i teraz, pumpkin spice latte ze Starbucksa, czyli skrawek rzeczywistości, wycięty i przefiltrowany. Porównujesz swoją szarą rzeczywistość do czyjejś wykreowanej prezentacji. I to boli. Ale przecież nie musi.
Zatrzymaj się na chwilę. Spójrz wstecz. Nie na to, ile jeszcze przed Tobą, ale ile już za Tobą. Kim byłeś/byłaś na pierwszym roku studiów? Jak wyglądały Twoje pierwsze rozmowy z klientami? Jak czułeś/czułaś się, pisząc pierwszy pozew, projekt opinii, występując przed sądem? Jeśli widzisz rozwój, nawet powolny, to znak, że jesteś na dobrej drodze. I nie musi to być droga spektakularna. Wystarczy, że będzie Twoja.
Sukces dla każdego może wyglądać inaczej
Nie każdy będzie mieć milion followersów. Nie każdy też tego chce. Być może Twój sukces to lojalni klienci, których znasz po imieniu. Może to własna kancelaria za kilka lat. A może to równowaga między pracą a życiem osobistym, o której marzyłeś/marzyłaś na aplikacji.
Dziś świat oferuje wiele scenariuszy. Zostanie influencerem to jeden z nich, choć trzeba brać pod uwagę, że tylko nieliczni są w stanie się wybić. Czasem ich styl życia może inspirować, a czasem prowokować do refleksji. Ale nie są Twoim punktem odniesienia. Bo Twój sukces mierzy się nie liczbą polubień, ale zgodnością z własnymi wartościami.
Podsumowanie: trawa jest zieleńsza tam, gdzie ją podlewasz
Czy boli, że ktoś zarabia więcej, robiąc coś „innego”? Tak. Bo czasem wydaje się, że świat wynagradza powierzchowność, a nie wysiłek. Ale rzeczywistość jest bardziej złożona. I dobrze, że o tym myślisz, bo to znaczy, że nie działasz automatycznie. Że szukasz sensu.
Życie to nie konkurs popularności. To nieustanna podróż. I tylko Ty decydujesz, gdzie chcesz dojść i na jakich zasadach. Influencerzy mają swoją drogę. Ty masz swoją. I nie chodzi o to, aby rozstrzygać, która z nich jest lepsza. Chodzi o to, żeby pod koniec dnia, móc spojrzeć w lustro i powiedzieć sobie z dumą: „idę tam, gdzie naprawdę chcę”.
Fot. www.pexels.com