Zagubione, rozdarte i niespójne. Czy wiedzą, gdzie naprawdę zmierzają?

Przełom roku zawsze skłania mnie do przemyśleń. Co też udało mi się osiągnąć przez ostatnie 12 miesięcy? Gdzie aktualnie się znajduję w swoim życiu? A przede wszystkim, gdzie zmierzam w kolejnym roku? Te trzy proste pytania zaprzątają mi głowę przez bity miesiąc. W tym roku wydaje mi się, że nabierają one jeszcze większego znaczenia, gdy zostałam mamą i odpowiadam również za dobrostan i przyszłość naszego synka. A że już od dawna sama nie jestem dzieckiem traktuję moją rzeczywistość jako coś, co jestem w stanie kreować i ustalać niezależnie własne granice. Podkreślę, że wcale nie jest to łatwe, choć może tak to wyglądać, gdy patrzy się na mnie z boku.
Doprawdy nie wiem jak potoczyłoby się moje życie, gdybym wciąż jak dziecko bezrefleksyjnie płynęła na fali zdarzeń i relacji. Gdybym nie poddawała w wątpliwość swoich dotychczasowych i cudzych opinii, nawyków czy stawianych pochopnie celów, które wcale mi nie służą. Gdybym na kanwie swoich zaniechań, błędów i zmarnowanych szans nie przeszła do konstruktywnych czynów. Z pewnością skończyłabym marnie, zwłaszcza, że start miałam co najmniej niełatwy, więc mogłabym znaleźć miliony wymówek na usprawiedliwienie takiego stanu rzeczy. Głupia, samotna, poraniona, zaniedbana, zgorzkniała i bez perspektyw – to jedynie nieliczne z epitetów, których nie chcę mieć w swoim słowniku, dlatego wciąż staję na tym rozdrożu i podejmuję kolejne decyzje na dziś z myślą o jutrze.
Gdy boisz się wybrać
W dzisiejszym świecie, pełnym możliwości, bodźców i oczekiwań, coraz więcej kobiet staje przed trudnym pytaniem: Czy wiem, czego tak naprawdę chcę? Często borykamy się z wewnętrznym rozdarciem – między tym, co według społeczeństwa „powinnyśmy” robić, a tym, co naprawdę czujemy i czego pragniemy. Z jednej strony dążymy do sukcesu, spełnienia zawodowego i społecznego uznania, z drugiej – szukamy głębokiej satysfakcji i poczucia sensu w życiu prywatnym.
Widzę jak dramatyczne skutki osiągają te kobiety, które wciąż się gubią w labiryncie oczekiwań innych, zatracają w toksycznych matrycach zaczerpniętych z domu rodzinnego i przez lata nieświadomie oszukują siebie, czego naprawdę chcą i czego potrzebują. Czy naprawdę zmierzamy tam, gdzie chcemy? A może wciąż jesteśmy zagubione, próbując pogodzić sprzeczne oczekiwania i marzenia?
Do takich wniosków niestety dochodzę, gdy słyszę kolejna kobiecą historię, dramę w III aktach podsycaną sprzecznymi sygnałami, które nijak mają się do szlachetnych intencji rozmówczyni. Czasem wypowiadane na głos słowa nie do końca pokrywają się z tym, jak zachowuje się dana kobieta na co dzień. Zaś bardzo często rzeczywistość oraz relacje widziane przez pryzmat jej obaw, poczucia wartości czy stanu własnego ego przybierają kuriozalną formę obrazu Witkacego namalowanego pod wpływem substancji odurzających.
Miłość na siłę
Poznajcie jedną z tych kobiet. Na potrzeby naszej analizy nazwijmy ją Magdaleną. Regularnie mówi, że marzy o stabilnym związku, o partnerze, który będzie jej wsparciem i fundamentem. Jednak, gdy przychodzi co do czego, wybiera związki z mężczyznami, którzy są emocjonalnie niedostępni lub wręcz toksyczni. Gdy zapytacie, dlaczego angażuje się w takie relacje, odpowiada, że „to się po prostu samo tak dzieje”. Czy rzeczywiście? Czy to przypadek, że słowa mówią jedno, a działania prowadzą w zupełnie innym kierunku? Magda zapewnia, że chce poważnej relacji, ale jej czyny często świadczą o tym, że być może boi się bliskości, której tak bardzo pragnie albo ciągnie ją do osób niedostępnych, gdyż tego chłodu zamiast ciepłego uczucia doświadczyła ze strony rodziców. Jak się okazuje o wiele częściej zamiast robić to, co nam służy i jest dla nas dobre, robimy to, co już znamy (z dzieciństwa).
Kariera vs biały domek z ogródkiem
Kolejna zagubiona to Matylda. Od lat opowiada o tym, jak ważna jest dla niej kariera. Powtarza, że chciałaby osiągnąć sukces w pracy, rozwijać się, być niezależną finansowo. Przedstawia wciąż nowe, genialne pomysły na nisze do zaopiekowania. Ale co robi? Co jakiś czas zmienia pracę, branże a nawet specjalizację, nie kończy projektów, bierze długie przerwy, które hamują jej rozwój zawodowy. Często mówi o potrzebie zmian, ale te zmiany nigdy nie prowadzą do celu, który tak wyraźnie opisuje w swoich słowach. Natomiast sukces w sferze zawodowej czy biznesowej to wynik ustawicznej nauki, podejmowania trudu (mozolnych, uciążliwych lub wymagających umiejętności) czynności oraz ryzyka, którego nie chcieli brać na siebie inni. Zastanawiacie się zatem, co tak naprawdę jej przyświeca? Może głębsza potrzeba stabilności i bezpieczeństwa, której sama sobie nie uświadamia, a której nigdy nie doświadczyła? A może po prostu nie potrafi być konsekwentna i wystarczająco zdeterminowana, bo nikt od niej tego nie oczekiwał od maleńkości.
Rodzina – marzenie czy przerażenie?
Skoro zahaczyliśmy o wychowanie to poznajmy ostatnią reprezentantkę Marzenę. Możliwe, że od zawsze opowiada o tym, że marzy o dużej rodzinie, o dzieciach, o spokojnym życiu na przedmieściach. A jednak jej codzienne wybory temu przeczą. Żyje jak wieczna singielka – beztrosko, bez planu na przyszłość. Imprezy, spontaniczne wyjazdy, relacje bez zobowiązań, półnagie zdjęcia w social mediach. Z jednej strony mówi o potrzebie stabilności, z drugiej nie podejmuje żadnych działań, które zbliżyłyby ją do realizacji tego marzenia. W zasadzie to cud, że w tak chaotycznym świecie jaki ma na co dzień, potrafi zadbać o siebie. Dlatego obawiam się, że w razie realizacji tego marzenia o posiadaniu dzieci może zderzyć się z zimną ścianą. Nagle okaże się, że wyidealizowana wizja stabilizacji, o której marzyła, ma się nijak do dorosłej rzeczywistości, przed którą zawsze uciekała.
Dlaczego tak trudno połączyć słowa z czynami
Patrząc tylko na te przykładowe historie, zastanawiam się, dlaczego tak wiele z nas mówi jedno, a robi coś zupełnie innego. Czy to lęk przed zmianą? A może wygoda w dotychczasowym stanie rzeczy? Czasami mamy wrażenie, że wiemy, czego chcemy, ale nasza codzienność pokazuje, że same siebie oszukujemy. Może łatwiej jest mówić, niż faktycznie działać… Może słowa są bezpieczną przestrzenią, w której możemy marzyć, ale działania wiążą się z odpowiedzialnością i ryzykiem porażki.
Aczkolwiek należy zdawać sobie sprawę z tego, że życie w sprzeczności między tym, co mówimy, a tym, co robimy, może być męczące. Może też prowadzić do naszej frustracji, jak i ludzi wokół nas. W ten sposób możemy chociażby blokować naszego partnera w realizacji jego antagonistycznych celów zamiast pozwolić mu odejść i być szczęśliwym.
Myślę, że każda z nas, choć czasem nieświadomie, żyje w sprzeczności między tym, co mówi, a tym, co robi. Dlatego ważne jest, by być uczciwą wobec siebie i nie kręcić się w kółko, powtarzając te same błędy. Słowa mają ogromną moc, ale to czyny ostatecznie definiują nasze życie. Bez nich nawet najpiękniejsze marzenia pozostaną tylko iluzją.
Fot. www.pexels.com