Mam nadzieję, że mi wybaczycie
Zdarzyło się to kilka lat temu na Gwiazdkę. Uzbrojona w rogi renifera i czerwony migający nos, bawiłam się z dziećmi biegając po całym domu. Wszędzie unosił się już zapach grzybów do pierogowego farszu i rzecz jasna pomarańczy, które chyba tylko pokolenie postkomuny jest w stanie tak kojarzyć ze Świętami Bożego Narodzenia. Kominek już był prawie rozpalony, więc mogliśmy się zająć przygotowywaniem stołu. Rozkładaliśmy nakrycia dla całej rodziny i wtedy zdałam sobie sprawę, że kogoś brakuje. A najgorsze, że już nigdy nie będzie.
W tegoroczne święta dużo osób się nie spotka na żywo, choć wciąż gdzieś są. Żyją. Czy to za granicą czy nawet w kraju. Atmosfera w wersji mikro musi nam niestety w tym roku wystarczyć. Przemieszczanie okazuje się być bardziej niż ryzykowne lub niemożliwe, co nie oznacza, że po szczepieniach na Covid-19, nagle będzie łatwiej z dnia na dzień.
Wróćmy jednak do chwili obecnej. Do tych świąt, na które nawet teraz sasinimy (*sasinić – wydawać bez sensu), jednak nie przeżywamy. Ale przecież udostępnimy na facebooku ubraną choinkę. Pochwalimy się wideo z pieczenia pierników. Obejrzymy Kevina, Love Actually i Holiday, żeby poczuć zimowy klimat. Odsłuchamy płytę świąteczną Michaela Bublé i przy okazji będziemy czuwać, by nie włączyć Last Christmas (które w czasach pandemii brzmi jak przepowiednia). Zanurzymy się z pewnością w ekrany komputerów i smartfonów, by choć na chwilę zobaczyć najbliższą rodzinę czy przyjaciół. A przy okazji przejrzymy najnowsze promocje poświąteczne, polajkujemy zdjęcia z wigilii na Instagramie i pośmiejemy się z pranków z Mikołajem w roli głównej. Poza tym jak zawsze wyślemy standardowe życzenia z kategorii kopiuj-wklej do 100 osób.
Brzmi jakby znajomo, co? Kultywowanie pewnych rytuałów czy tradycji jest piękne, ale nie zapominajmy o jednym. Bo wcale nie jest ważne, ile na stole będzie dań. Ile poświęciliśmy dni na przygotowania, aby z tego powodu marudzić i cierpieć przez 3 dni. Nawet to za jaką opcją polityczną opowiada się teść czy kuzynka.
Święta to okazja do tego, by pobyć ze sobą. Nadrobić trochę rozmów. Czasem pośmiać się, a czasem wzruszyć. Dowiedzieć się czego nowego o drugiej osobie. Nawet jeżeli ta rozmowa ma być w formie zdalnej. Nieważne. Liczy się intencja. Bo nigdy nie wiecie, czy na kolejne święta uda Wam się zobaczyć. Życie jest krótsze niż nam się wydaje.
Mam nadzieję, że mi wybaczycie, że nie będę życzyć Wam wspaniałych prezentów, smacznego makowca i imponującej choinki. To tylko dodatki. Życzę Wam za to wartościowych i spokojnych świąt z ludźmi, którzy są Wam bliscy.