„Wenus w futrze” – o naturze kata i ofiary
Relacja między dwojgiem ludzi zawsze jest czymś niepowtarzalnym, bo tworzy więź w oparciu o wyjątkowość tych osób. Jednak ludzie potrafią tworzyć pewne schematy relacji, które powielają, nie do końca zdając sobie z tego sprawę. Jednym ze schematów jest sadomasochizm. Kat jako sadysta zadanie cierpienie, a masochista będący ofiarą czerpie z bólu niewytłumaczalną przyjemność. Nieustanne odwracanie ról tylko potęguje zależność między dwojgiem ludzi. O przyczynach, tworzeniu się i istocie sadomasochizmu opowiada film Romana Polańskiego „Wenus w futrze”.
Ten film jest tak naprawdę adaptacją sztuki „Wenus w futrze” Davida Ivesa, nawiązującej do głośnej powieści Leopolda Sacher-Masocha o tym samym tytule. Powieść Sachera-Masocha została wydana w 1870 roku i uchodziła za utwór o wiele bardziej kontrowersyjny niż obecnie „50 twarzy Greya”, gdyż po raz pierwszy poruszała kwestię dewiacji i patologii seksualnych. Dlatego też od nazwiska jej autora powstał termin masochizm. Książka opowiada historię mężczyzny, który skłania zakochaną w nim kobietę do tego, by spełniła jego skrywane pragnienia. Marzy o tym, by jako jego muza i pani, traktowała go niczym uniżonego sługę, nieustannie poniżając go oraz zadając mu cierpienie. Kobieta przystaje na to, lecz po pewnym czasie ta rola nie tyle ją przerasta, co przestaje w swoim ukochanym wiedzieć mężczyznę. Porzuca go zatem dla innego.
Fabuła filmu Polańskiego sprowadza się do pokazania motywów i intencji bohaterów powieści – Wandy i Seweryna, których nie sposób odczytać literalnie. Dlatego najlepszym sposobem, aby tego dokonać, było pokazanie widzom próby teatralnej, podczas której aktor i reżyser starają się odnaleźć sedno zapodanego scenariusza. W tym przypadku był to casting do roli Wandy. Spóźnionej i ekscentrycznej aktorce w ostatniej chwili udało się złapać już wychodzącego z przesłuchań reżysera. Za sprawą swojej siły perswazji połączonej z desperacją udaje jej się przekonać go, by odegrał z nią kilka scen, wcielając się w Seweryna. Wkładają kostiumy, które przyniosła ze sobą i starają się wczuć w XVIII-wieczne realia. Ku zaskoczeniu reżysera, aktorka jest doskonale przygotowana, a jej postawa sceniczna zupełnie nie przystaje do jej osobowości. Aktorka radzi sobie doskonale z tekstem, jednak bez przerwy zadaje reżyserowi pytania i poddaje w wątpliwość doniosłość dzieła. Dochodzi między nimi do spięć, ale dzięki temu widzowie mają okazję przekonać się o tym, jak bardzo aktorka grająca Wandę przejmuje kontrolę nad reżyserem, który zatraca różnicę pomiędzy światem rzeczywistym a sztuką.
W filmie grają tylko dwie osoby, które bezpośrednio należy utożsamiać z sadystą i masochistą. Władcza kobieta jako sadystka i poniżony mężczyzna jako masochista tworzą relację, której miary obopólnego brania oraz dawania są drastycznie zaburzone. Przede wszystkim za sprawą wtrąceń i wyjaśnień reżysera poznajemy, czym w istocie jest poddanie się czyjejś władzy z perspektywy masochisty. Opinie aktorki są niczym zdroworozsądkowe argumenty, które mają obalać wyidealizowaną wizję sadomasochistycznej relacji. Ciekawym zabiegiem pokazującym, że role kata i ofiary są zmienne, było przebieranie reżysera w damskie ubrania, aby mógł on wcielić się na chwilę w Wandę. Na uwagę zasługuje również to, jak wiele symboli przewija się w trakcie filmu i jak później są one wykorzystane, by sfinalizować historię.
„Wenus w futrze” to jeden z tych filmów, do których nie można odnieść się z obojętnością.
„Wenus w futrze”/”La Vénus à la fourrure”, reż. Roman Polański, gł. role: Emmanuelle Seigner i Mathieu Amalric.
Źródło zdjęć i fotosów: www.filmweb.pl