Dlaczego wracamy do tego, co było?

by Dorota Leszczyńska

Dlaczego wracamy do tego, co było?

DSC05807

Mówi się, że stojąc w rozkroku – jedną nogą w przeszłości, a drugą w przyszłości, sika się na teraźniejszość. Pomimo tego, iż jest to dość uproszczone stwierdzenie, jest w nim wiele prawdy. Nie umiemy odciąć się od przeszłości, dlatego trudno nam pójść do przodu.

Jesteśmy myślami jakieś lata świetlne temu, gdy przeżywaliśmy emocje, które miały gościć w nas do dzisiaj. Wcale nie straciły na swym wyrazie. Nadal nas dotykają, ale w zależności od tego, jak są nacechowane, inaczej się żarzą w naszym umyśle. Bo w rzeczywistości są płomieniami, które wypalają nas od środka, pokazując, jak byliśmy kiedyś szczęśliwi, bądź wręcz przeciwnie, potęgując dawną krzywdę. Po nieustannej pożodze pozostaje jedynie żal do innych, świata, a na końcu do siebie. Żal o złe decyzje, które doprowadziły do obecnego stanu.

Czy cofnięcie się w czasie cokolwiek by zmieniło? Pewnie i tak nie docenialibyśmy tamtego szczęścia, i tak popełnilibyśmy błędy, i tak nie wpłynęlibyśmy na ciąg zdarzeń oraz na zachowanie innych. To jest bagaż naszego życia – doświadczenie, które miało nas czegoś nauczyć i doprowadzić do wyciągnięcia wniosków na przyszłość.

Odwoływanie się do przeszłości jest piękne tylko wtedy, gdy wzbudza w nas nostalgiczny błysk w oku. Jest to takie uczucie, które nie wiąże nas z przeszłością, ale jedynie o niej nadmienia. Nie możemy zapominać, że to przeszłość nas ukształtowała, ale to w teraźniejszości się realizujemy, aby w przyszłości osiągnąć to, do czego dążymy.

Wiem, dlaczego wracamy do tego, co było, bo nie mamy odwagi myśleć o tym, co będzie. To jest dla nas coś nieznanego, natomiast przeszłość jest bezpieczną platformą do wyrażenia naszych opinii i odczuć. Niepewność tak bardzo nami zawładnęła, że prozaiczne staje się wyzwaniem nie do pokonania, łącznie z decyzją o zakupie pieczywa na drugie śniadanie. Poddajemy się temu, co będzie, bo w końcu i tak nic od nas nie zależy. Niech inni za nas decydują, układają plan dnia, wyznaczają nam role. W takim układzie, tym bardziej uciekamy do przeszłości i tworzymy swoje więzienie, bo inaczej tego nie można nazwać.

Naszą strefą komfortu jest sytuacja, w której się obecnie znajdujemy. Choć nazwa może mylić, nie zawsze oznacza, że czujemy się w niej komfortowo i jesteśmy szczęśliwi. Strefa komfortu to otoczenie, które dobrze znamy, ludzie, których zachowania są do przewidzenia oraz sytuacje, które są powtarzalne. Wyjście ze strefy komfortu wymaga podjęcia czasem bardzo radykalnych środków, a przede wszystkim podjęcia tej kluczowej decyzji, która odmieni nasze życie. I znowu pojawia się niepewność i obawa przed przyszłością. Jeżeli dodatkowo powracamy do przeszłości, transfer do nowych realiów staje się coraz mniej prawdopodobny.

Żyjemy tu i teraz. Nie wiemy jak długo, gdzie i z kim. Zatem żyjmy tu i teraz! Zapewne mówił tak niejeden coach, ale nie zmienia to faktu, że czas biegnie, a my razem z nim. Pojawiają się nowe problemy i wyzwania, z którymi musimy sobie poradzić na bieżąco. A jeżeli to się nie zgrywa w czasie, wcześniej czy później dojdziemy do momentu, w którym przyda się pomoc z zewnątrz, ale nie przy podejmowaniu decyzji, lecz przy samodzielnym uporaniu się z niedokończonymi sprawami.

Do dzieła!

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *