Róbcie dzieci – rzecz o propozycji świadczeń dla nieubezpieczonych
Bez względu na to czy pracujecie na umowę o dzieło, czy siedzicie na bezrobociu, macie wyjątkową okazję na skorzystanie ze świadczeń, na które składają się ubezpieczeni w ZUS-ie. Wystarczy produkować dzieci (bo inaczej tego nie mogę nazwać), aby dostawać zasiłek macierzyński.
Projekt zmian w ustawie o świadczeniach pieniężnych z ubezpieczenia społecznego w razie choroby i macierzyństwa skierowany został do komisji sejmowej i wydaje się, że powstał pod publikę. Zakłada on przyznanie uprawnień z ubezpieczeń społecznych dla osób nieubezpieczonych, osób bezrobotnych, osób studiujących czy osób zatrudnionych na podstawie umów cywilnoprawnych.
Projektowane zmiany mają rozwiązać problem niskiej dzietności poprzez wprowadzenie nowego świadczenia – zasiłku macierzyńskiego dla osób nieubezpieczonych. Świadczenie to będzie przysługiwać osobom, które dotychczas nie miały prawa do zasiłku macierzyńskiego albo uposażenia macierzyńskiego. Nabędą one uprawnienia do pobierania tego świadczenia w wysokości 1200 zł miesięcznie przez okres czasu uzależniony od liczby urodzonych dzieci. Zmiany maja wejść w życie z dniem 1 stycznia 2016 r.
Wszystko brzmi bardzo optymistycznie, tylko dlaczego planuje się wspomóc nieubezpieczonych kasą ubezpieczonych, zwłaszcza, że w ZUS-ie i tak dzieje się źle. Jest to dla mnie nielogiczne z punktu widzenia osób opłacających składki i nawet szczytny cel zachęcania do zwiększania dzietności społeczeństwa, nie usprawiedliwia takiej nonszalancji legislacyjnej.
Róbcie dzieci nawet na bezrobociu. Przez kilkadziesiąt tygodni będziecie dostawać zasiłek macierzyński w wysokości 1200 zł, a później jakoś to będzie. Czy nie brzmi to naiwnie w konteście zwiększania się liczby urodzeń? Nie sztuka urodzić, sztuka wychować – a tam gdzie nie ma stabilnej przyszłości (czytaj pracy), tam decyzja o powiększaniu rodziny oddala się w nieznaną przyszłość.
Gest pod publikę w postaci nowego rodzaju zasiłku macierzyńskiego dla nieubezpieczonych traktuję jako dyskryminujący prezent, który wcale nie przyniesie pokładanych w nim nadziei. Może lepiej pomyśleć o wędce i zarybionym stawie, a nie o gotowej do skonsumowania rybie.