Bogatsi Polacy, a Państwo traci?
„Financial Times” głosi, że w Polsce nigdy wcześniej nie działo się tak dobrze, ale tego nie widać na kontach państwowych instytucji. Gospodarka rwie się do przodu i zostawia w tyle kurz, bo na pewno nie większe pieniądze.
Należałoby rozpocząć od nieszczęsnego ZUS-u, który zbierając składki w tym roku, doznał zawodu. Rok temu o tej porze miał w kasie o 300 mln zł więcej, ale to jeszcze nie jest powód do lamentów. Prawdziwym gwoździem do trumny jest przeświadczenie, że powinno być tych wpływów o jakieś 3 mld zł więcej. Świetne prognozy dotyczące rozwijającej się gospodarki, wzrost PKB i ilości miejsc pracy, prowadzą do snucia optymistycznej wizji również w aspekcie wyższych składek. Pracodawcy/pracownicy i przedsiębiorcy unikają płacenia jak diabeł święconej wody. Nawet Ci zarabiający w praktyce spore sumy (czym nakręcają „Polskę” z ekonomicznego punktu widzenia), w teorii zostają przy najniższych składkach. I na złość 2,5 mln ubezpieczonych pozostało przy OFE – marazm i zawód na miarę prawdziwego melodramatu.
Na pierwszy rzut oka, wpływy z VAT-u za pierwsze 5 miesięcy tego roku powinny być propagandowo wykorzystane przez Ministerstwo Finansów. Ogłoszono, że wynosiły aż 53 mld zł. W ustawie budżetowej założono optymistycznie, że z VAT-u wpłynie 115, 7 mld zł. Obecny rekord świadczyłby, że przy takim tempie w grudniu uda się cieszyć z przekroczenia sumy założeń. Niestety nie jest tak różowo. Jak podnosi Instytut Studiów Podatkowych, świetne wpływy są spowodowane zmianami w VAT, które na papierze dały 7 mld zł. Zatem mamy rzeczywiste 46 mld i wątpliwości czy uda się zrealizować budżet.
Zgodnie z wczorajszym komunikatem MF, dochody budżetu państwa do końca lipca wyniosły 148,12 mld zł i stanowią 59,7% rocznego planu. Czyli po 7 miesiącach uzyskaliśmy prawie 60%. Zaskakuje wynik wpływów z ceł, bo wyniósł już 66,3% rocznego planu. Jeżeli przypatrzymy się poprzedniemu komunikatowi dotyczącemu pierwszych 5 miesięcy, zauważamy zahamowanie. Dochody budżetu państwa do końca maja wynosiły 124,46 mld czyli aż 50,2% rocznego planu. W przeciągu letnich dwóch miesięcy wpływy dorzuciły jedynie 9,5% (zamiast w miesiąc jak wcześniej) i zakładam, że ta tendencja spadkowa będzie się utrzymywać. Może przejażdżki wschodnich sąsiadów do naszych sklepów w celu zakupu potrzebnych artykułów nieznacznie ożywią handel na granicach północno-wschodnich. Kropla w morzu…
O tym, że, my Polacy, powinniśmy stawać się bogatsi, może świadczyć wcześniej przypadający Dzień Wolności Podatkowej przypadający w tym roku 16 czerwca. Od tej daty symbolicznie zarabiamy na własne potrzeby, a już nie na opłacenie danin publicznych. Rok temu mowa była o 22 czerwca. Czujecie się bogatsi o 6 dni?
Polskie PKB też jest niczego sobie – według różnych prognoz przewidywany wynik na kolejne miesiące wynosić ma powyżej 3%. I ta nieoczekiwana deflacja – która musiała nastąpić w związku z korzystnymi warunkami atmosferycznymi (plony) i embargiem (zatrzymanie towarów w kraju). To naprawdę nie powinno było dziwić, ale powinno martwić producentów i przetwórców.
Zarobki Polaków są zagadką porównywalną z rozszyfrowaniem Enigmy. Ponoć systematycznie wzrastają, ale czy mowa jest jedynie o płacach etatowców, których minimalne płace są systematycznie zwiększane, czy również o pracownikach, którzy na umowach cywilnoprawnych zarabiają 600-1000 zł? Znam sporo młodych ludzi znajdujących się w tym drugim przedziale i wcale mnie nie dziwi, że nie myślą o założeniu rodziny, skoro bez pomocy swoich rodziców nie daliby sobie rady.
Będziemy starali się łożyć na wspólnotę jednego państwa, ale nie ukrywajmy, że jak najmniejszym kosztem, bo wielu z nas na to nie stać. Chcemy być bogatsi, by zapewnić sobie stabilną sytuację, której nie gwarantuje nam państwo, a na pewno nie w takim stopniu jakbyśmy sobie tego życzyli.