Mieszkanie samemu

by Dorota Leszczyńska

Mieszkanie samemu

Budzisz się rano. Cisza jak makiem zasiał. Nikt Cię nie wita słowami: „Dzień dobry!”, „Jak Ci się spało?”, „Wstawaj!”, „No ile można tak spać, życie prześpisz!”. Nastawiasz, więc sobie melodyjkę budzika z motywem piosenki zespołu Strachy na lachy „Dzień dobry, kocham Cię”, mimo że szczerze nienawidzisz tej piosenki. W ten sposób masz chociaż złudzenie, że ktoś rozpoczyna z Tobą dzień.

Idziesz do kuchni zrobić sobie kawę. Odruchowo wyciągasz dwa kubki, po czym jeden momentalnie odstawiasz. Zastanawiasz się co zjeść na śniadanie i na ogół wychodzi, że nie chce Ci się nawet niczego oryginalnego wymyślać i później sterczeć nad płytą, więc zadowalasz się płatkami na mleku z nonszalancko wrzuconymi bakaliami. Siadasz pochylony nad miską i kontemplujesz poranek, patrząc jak zahipnotyzowany w jeden punkt. Czyż nie jest to wyborny początek pięknego dnia?

Szykujesz się do wyjścia. Wtem masz pewne wątpliwości czy lepiej będzie założyć kurtkę z kapturem czy lżejszy płaszcz. W końcu pogoda może być kapryśna, zatem zaglądasz do telefonu, by sprawdzić prognozę na dzisiaj, dzięki czemu wiesz, że jednak będzie padać. Gorzej, jeżeli nie wpadnie Ci do głowy, żeby zainteresować się, by wziąć ze sobą szalik czy ciepłą czapkę, bo może być Tobie później zimno. Nagle okazuje się, że o tak wiele rzeczy związanych z Twoim zdrowiem musisz się martwić sam. Już tylko Ty się martwisz.

Wracasz do domu i przekręcasz klucz w drzwiach. Wiadomo, że jak zapukasz, to nikt Ci nie otworzy, bo w mieszkaniu nie ma żywego ducha a znajdujący się tam tlen zabierają tylko rośliny w doniczkach. Otwierasz drzwi. O tej porze roku na ogół wita Cię mrok przedpokoju, zatem momentalnie kierujesz swoją rękę na włącznik, no chyba że masz fotokomórkę. W takich chwilach się nawet zastanawiasz, czy nie kupić sobie psa, który już od progu podskakiwałby na Twój widok. Jednak po czasie dochodzi do Ciebie, że z Twojej strony byłaby to bardzo lekkomyślna i nomen omen niehumanitarna zachcianka zważywszy na Twój rytm życia i częste wyjazdy. Skoro ta ewentualność odpada, zaraz po zdjęciu butów, włączasz jakąkolwiek muzykę w mieszaniu niemal z prędkością kosmiczną, aby zabić dojmującą ciszę, która wdziera się do bębenków i psuje mózg. Teraz możesz funkcjonować.

Chcesz zrobić sobie budyń, więc sięgasz do szafki po opakowanie, z którego można przyrządzić dwie porcje deseru. Chcesz tylko jeden kubek budyniu. Jeden Ci w zupełności wystarczy, więc próbujesz podzielić zwartość opakowania na dwie równe części, co i tak się nie udaje, bo albo budyń wychodzi Ci za rzadki albo za gęsty. Następnym razem przygotowujesz zatem dwie porcje z całego opakowania, choć wiesz doskonale, że nie zjesz wszystkiego, a jak cudem zjesz, to będzie Ci z tym gorzej niż, gdyby miało się to zmarnować.

Sortujesz rzeczy do prania, jednak kolory i rodzaje materiałów są tak różne, że nie jesteś w stanie wypełnić pralki jak należy. Wpadasz zatem na genialny pomysł tematycznych tygodni. W tym akurat będziesz się ubierał we wszystkie odcienie niebieskiego od turkusu po jasny granat, dzięki czemu pod koniec wyzwania zapełnisz w sposób ekonomiczny jedno załadownie pralki. Tak samo postępujesz z ręcznikami i ścierkami, które, jako że są w odcieniu beżu, stają się sobie kompatybilne. Jednak w dalszym ciągu masz problemy z bielą i czernią. Po prostu pewnych rzeczy się nie przeskoczy, więc kolekcjonujesz okazy, aż w końcu doczekają się tej wiekopomnej chwili wylądowania w pralce.

Zaczynasz doceniać takie wynalazki jak telefon czy komputer. Bez tych gadżetów nie wyobrażasz sobie wręcz życia. Czasem wystarczy Ci kilka linijek tekstu wymienionych z przyjacielem, a czasem półgodzinna rozmowa z siostrą. Mimo to zauważasz, że zaczynasz w pewnych sytuacjach mówić do siebie, jak kibic, który podczas oglądania meczu przed telewizorem, dopinguje piłkarzy swojej kochanej drużyny. To na ogół zaczyna się od nucenia przez Ciebie piosenek pod nosem, a później głośnego komentowania tekstów, które przeczytałeś w Internecie, w stylu „Niemożliwe!”. Już wiesz jak się czują ludzie na bezludnej wyspie i jak bardzo potrzebują kogoś do werbalnej wymiany swoich myśli.

Przygotowujesz się do spania. Jesteś już w piżamie, czy czym tam sobie chcesz, bo w sumie to jest i tak mało ważne skoro przed nikim nie musisz paradować ani pokazywać w wersji sauté. Zapalasz nocną lampkę, bierzesz do rąk książkę albo włączasz sobie film, aby lektura bądź oglądanie Cię znużyło. Jednak jest już północ i sen nie przychodzi. Na zegarze wskazówki pokazują godzinę 1, potem 2, następnie 3. Gdzieś koło 4 nad ranem w końcu zasypiasz. I tak się dzieje prawie każdego wieczoru i każdej nocy, więc co robisz? Zmieniasz rutynę samotnika. Wychodzisz częściej wieczorami, żeby po powrocie paść na twarz do łóżka i dzięki temu zasnąć bez trudu. Jeżeli przychodzi Ci zostać w domu wieczorem, to już wiesz, że się nie wyśpisz. I możesz wymyślać sobie przeróżne zajęcia jak pieczenie ciastek czy robienie misek na kole garncarskich, jednak nic nie zastąpi CI drugiego człowieka. Dlatego uciekasz z pustego, bezosobowego mieszkania właśnie do ludzi.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *