Sprawa Kazimierza D. – co warto zobaczyć w weekend?

by Dorota Leszczyńska

Sprawa Kazimierza D. – co warto zobaczyć w weekend?

W sprawie Kazimierza D. pojawiło się u mnie kilka dowodów, jednak najbardziej kluczowe będą zeznania. Tak się bowiem składa, że o Kazimierzu D. krążą legendy, a dostępne informacje powodują jeszcze większy mętlik. W związku z tym, że w tej sprawie brałam czynny udział, chciałabym podzielić się swoją wiedzą operacyjną. Na potrzeby rekonstrukcji zdarzeń pozwoliłam sobie mimo wszystko na swobodną chronologię, aby budować historię od głównych wątków po poboczne.

Sprawa Kazimierza D. to nic innego jak kryptonim naszej weekendowej wycieczki po Lubelszczyźnie, która miała miejsce w połowie września. Odwiedziliśmy przede wszystkim Kazimierz Dolny, ale również Janowiec nad Wisłą, a także po drodze Nałęczów i Kozłówkę. Przekonajcie się zatem, co warto tam zobaczyć mając do dyspozycji jedynie 3 dni.

Kazimierz Dolny

Pierwsze co rzuca się w oczy, to urocze i stare wille. Sam Kazimierz sprawia wrażenie jakby wyrósł w lesie, po środku niczego i każdy turysta może poczuć się jak odkrywca nowej cywilizacji. Przyznam się, że spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Przypuszczałam, że to miasteczko będzie przypominało Sandomierz – czyli choć małe to znajdą się tutaj typowe miejskie kamienice, bardziej otwarta przestrzeń, architektura we włoskim stylu. Jakież było moje zdziwienie, gdy w piątkowy wieczór ujrzałam Rynek w Kazimierzu. Urokliwy, ale nietypowy.

Kazimierz jest zlepkiem architektonicznym. Zdecydowanie od tego miejsca bije historia. W końcu początki osady nad Wisłą sięgają już XI wieku, gdy jeszcze nazywana była Wietrzną Górą. W kolejnym wieku zaczęto używać nazwy Kazimierz. A skąd się wziął ten przymiotnik „Dolny”? Aby odróżnić go od tzw. Kazimierza „Górego” znajdującego się pod Krakowem (obecnie dzielnica Krakowa).

Wiele cennych zabytków zachowało się z wieku XVI i XVII, gdy Kazimierz Dolny przeżywał swój największy rozkwit. Na pewno zwrócicie uwagę na wybijający się kościół farny, spichlerze, kamienicę Celejowską i kamienice Przybyłów ze zdobieniami.

Studnia z XIX wieku jest także charakterystycznym punktem Starówki. Nieopodal Rynku znajduje się także Synagoga z XVIII wieku, która utrzymana jest w bardzo surowym stylu. Miasteczko jest tak małe, że nie trzeba daleko szukać kolejnych zabytków. Zachęcam Was zwłaszcza na przejście się uliczkami po zachodzie słońca, gdy blask bije od ulicznych lamp i ogródków. Wtedy Kazimierz jest najpiękniejszy.

Za dnia zdecydowanie warto wejść na Górę Trzech Krzyży i wydać 4 zł na bilet (do kupienia na górze), aby ujrzeć fantastyczną panoramę Kazimierza. Droga na nią jest bardzo prosta i wejście na szczyt zajmuje maksymalnie 10 min. Na górze spotkać można wiele par, które w objęciach przygląda się widokowi. Bardzo romantyczne 🙂

Oczywiście dla pełni romantyzmu w Kazimierzu zachowały się także ruiny zamku z XII-XVI wieku. W zasadzie jest to zespół fortyfikacji składający się z Baszty i Zamku Dolnego. Przeznaczenie i historia tego miejsca jest na tyle zawiła, że odsyłam Was do innych źródeł. Od siebie dodam, że również stąd kreśli się przyjemny widok na Kazimierz i Wisłę.

Kazimierz to obecnie miasto artystów, o czym przypominają nam na każdej ulicy galerie sztuki i wystawiane na ulicach obrazy. Ponadto od 2007 r. co lato zjeżdżają się tutaj filmowcy z całej Polski na coroczny Festiwal Filmu i Sztuki „Dwa Brzegi”.

Jeżeli jednak powędrujemy dalej od głównych uliczek, natrafimy na Starą Chatę. Jest zabytkiem klasy zero, nie tylko dlatego, że została wybudowana ok. roku 1700, ale także zachowana jest w tak doskonałym stanie. Mi osobiście przypomina domek Hobbitów, zwłaszcza przez ten dach pokryty mchem. Obecni właściciele udostępniają obiekt zwiedzającym, a nawet oferują wypoczynek. Z noclegu korzystają nowożeńcy, którzy na noc poślubną wybierają tam także kolor pościeli. Różowy, jeżeli chcą mieć córeczkę, a niebieski jeżeli syna.

Opowiadając o Kazimierzu Dolnym nie sposób nie wspomnieć o słynnych wąwozach. Jest ich bardzo wiele i wiją się na około miasta. Z uwagi na to, że mieliśmy napięty harmonogram, zdecydowaliśmy się na zobaczenie tego chyba najbardziej obleganego wąwozu – Korzeniowy Dół. Wyłaniające się ze zboczy korzenie robiły wrażenie i przenosiły w bajkowy świat fantasy. Koniecznie musicie zobaczyć.

Janowiec nad Wisłą

Skoro byliśmy już w Kazimierzu Dolnym, to grzechem byłoby nie odwiedzić Janowca znajdującego się po drugiej stronie Wisły. Jeżeli ktokolwiek z Was chciałaby powtórzyć naszą wycieczką to mam dwie ważne informacje. Po pierwsze, między Kazimierzem Dolnym a Janowcem nie ma mostu na Wiśle. Za to kursuje poza okresem zimowym przeprawa promowa, która zabiera również samochody i motocykle. Po drugie, dojście do promu pieszo trochę zajmuje, więc może warto rozważyć przejazd autem.

My postawiliśmy na dłuuuuugi spacer. Prom znajduje się blisko kazimierskiego kamieniołomu, czyli ze Starówki wychodzi nam jakieś 2,5 km (30 min pieszo w jedną stronę nową ścieżką wzdłuż Wisły). W zasadzie skorzystanie z promu jest odpłatne (z tablicy informacyjnej wynikało, że cena za bilet wynosi 7 zł od osoby), ale jakoś nikt nie pobierał od nas opłat zarówno w jedną jak i dugą stronę. Po przeprawieniu się przez Wisłę mamy kolejne 2 km do centrum Janowca (czytaj dodatkowe 25 min w jedną stronę). Myślę, że mimo wszystko Janowiec nam tą wędrówkę wynagrodził.

Na miejscu zobaczyliśmy ruiny zamku z XVI wieku, wybudowanego przez Mikołaja Firleja i jego syna Piotra. Obecnie w tym miejscu znajduje się oddział Muzeum Nadwiślańskiego. Jednak historia Janowca sięga jeszcze dalej, bo wieku XIV, gdy w księgach figurował jeszcze pod pierwotną nazwą – Serokomla. Dopiero po nadaniu praw miejskich w 1535 roku przemianowano osadę na Janowiec.

Drugim zabytkiem wartym uwagi jest kościół gotycki z połowy XIV wieku, który znajduje się u podnóża zamku. Jest on o wiele lepiej zachowany, bo został m.in. przebudowany w okresie renesansu. Wewnątrz możecie zobaczyć nagrobek włodarzy Firlejów, wyrzeźbiony przez włoskiego artystę z samej Florencji – Santi Gucciego.

Jako że byliśmy już bardzo głodni po naszej pieszej wędrówce, wpadliśmy do polecanej knajpki na obiad. W tym miejscu poraziły nas porcje dań, a jeszcze bardziej ceny. W Maćkowej Chacie, o której mowa, można zjeść naprawdę do syta lokalne i polskie potrawy już za 14 zł. Wydałam tam bodaj 23 zł tylko dlatego, że domówiłam sobie czysty barszcz i kufel cydru. Przyznam się, że poczułam się jak Polak we Lwowie. Musicie tam wpaść.

Nałęczów

Trochę dalej niż Janowiec, znajduje się uzdrowiskowy Nałęczów. Zajechaliśmy tam pierwszego dnia naszej wycieczki niemalże po drodze do Kazimierza. Uznaliśmy, że skoro już jesteśmy tak blisko, to zboczymy z trasy na 20 km, zjemy coś ciepłego i przejdziemy się po Nałęczowie.

Tak też zrobiliśmy. Znaleźliśmy Karczmę Nałęczowską, którą odwiedziła sama Magda Gessler, i był to strzał w dziesiątkę. Recenzję tej restauracji publikowałam na Instagramie i Facebooku, do której Was serdecznie odsyłam.

A po takiej uczcie wręcz wskazany był spacer po Parku Zdrojowym połączony z igraniem z łabędziami.

Gdy wspominałam o Kazimierzu to często cisnęło mi się na usta słowo „romantyzm”. Nie bez powodu przyjeżdża tutaj tyle zakochanych par, które otwierają przede sobą swoje serce. Widoki i atmosfera zdecydowanie temu sprzyjają. Tak się składa, że na obolałe serce, lekarstwem może stać się Nałęczów. Bowiem jest jedynym w Polsce uzdrowiskiem, które wspiera w leczeniu chorób o podłożu kariologicznym. Kuracjusze w wieku 60+ stanowią większość przechodniów, zwłaszcza w parku.

W Nałęczowie możecie natknąć się na typową sanatoryjną zabudowę z XVII i XIX jak Pałac Małachowskich lub Sanatorium „Książę Józef”. Park Zdrojowy, o którym już wspominałam, zajmuje aż 25 hektarów, a mimo to jest bardzo zadbany, a za wolnymi ławkami trzeba się dobrze rozglądać. Podczas naszego spaceru mijaliśmy także Domek Gotycki (poniżej na zdjęciu), palmiarnię z wodami mineralnymi czy kompleks wodny Atrium.

Kozłówka

Pałac w Kozłówce był naszym ostatnim przystankiem przed powrotem do Warszawy. Z Kazimierza mieliśmy przejechać ok. 50 km w stronę Lubartowa, czyli znacznie zboczyć z trasy krajowej S17. Myślę, że było warto. Przed nami ukazał się zespół parkowo-pałacowy rodziny Zamoyskich. Zupełnie się nie dziwię, że został wpisany na listę Pomników historii. Czuć tutaj powiew baroku i stylu włoskiego architekta. Ogród zachwyca i przywołuje wspomnienie tego znajdującego się w Białegostoku.

Obecnie pałac jest siedzibą muzeum. Można zwiedzić wnętrza pałacu, które charakteryzują się niebywałym autentyzmem. Aranżacja przypomina nieco przepych Zamku Książ w Wałbrzychu. Jednak Pałac w Kozłówce może pochwalić się tym, że pozostawione wyposażenie w czasach wojny nie zostało zniszczone czy ograbione.

Miło jest spędzić tutaj popołudnie i zanurzyć się w historię tego wyjątkowego miejsca na mapie Lubelszczyzny. A gdy już zgłodniejecie, to macie do wyboru dwie opcje. Albo przejedziecie się kilkadziesiąt kilometrów do pobliskich miejscowości na obiad polecany na Trip Advisorze albo zamówicie standardowe dania w knajpce Pavilion znajdującej się przy pałacu. My zdecydowaliśmy się na drugą opcję tyle że w wersji słodkiej, czyli zamówiliśmy kawę i ciasto. Pozytywnie się zaskoczyliśmy i w dobrych humorach w końcu obraliśmy kierunek „Dom”.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *