Dystans do siebie. Jest coś takiego

by Dorota Leszczyńska

Dystans do siebie. Jest coś takiego

 Skąd się bierze ten uśmiech, rozpromienienie od ucha do ucha, dołeczki w policzkach, błyszczące oczy i entuzjazm mogący porwać do góry jesienne liście? A na domiar dobrego (bo przecież, że nie złego) ten uśmiech pojawia się mimochodem, nawet, gdy praca przytłacza, pogoda nie sprzyja, przyjaciel nie odpisuje, klient ma dyskusyjny humor, zakwasy dają o sobie znać, a w domu czeka pranie, rachunki do opłacenia i komentarz do ustawy. Przyznam się, że przy analizie tego zjawiska brałam pod uwagę przede wszystkim dystans wobec problemów świata. Dystansując się wobec czynników zewnętrznych, przeciwdziałamy sile destrukcyjnej i kolokwialnie rzecz ujmując, żyjemy swoim życiem. Wydaje się to słuszne, ale nie do końca, bo oznaczałoby jedynie obojętność i apatię, a nie tłumaczyłoby tego nieustannego stanu „keep smiling”. I tak po uporczywym szukaniu odpowiedzi w różnych możliwych źródłach, pewnego dnia stwierdziłam, że tak naprawdę chodzi o zupełnie inny dystans.

Wcale nie dystans wobec świata, lecz dystans wobec samego siebie kształtuje naszą rzeczywistość, a w zasadzie jej postrzeganie. Jeżeli spojrzysz na siebie z perspektywy trzeciej osoby, to problemy, które pojawią się na Twojej drodze i do których generalnie odnosisz się z większym lub mniejszym ładunkiem emocjonalnym, stają się ledwie zauważalną przeszkodą. Czymś co jest pozycją w kalendarzu do odhaczenia albo do pozostawienia bez zbędnego analizowania i szukania drugiego dna. Patrząc na siebie z boku jesteś w stanie trzeźwo ocenić sytuację bazując na faktach, a nie: wyimaginowanych obawach i nieokreślonych odczuciach. To oczywiste, że targają nami wszystkimi przeróżne emocje, ale to w głównej mierze lęki są przyczyną tego negatywnego odbierania bodźców. Gdy ktoś zwraca się do Ciebie w sposób arogancki i nieuprzejmy, możesz poczuć się nielubiany (czytaj odrzucony), jeżeli tak bardzo zależy Ci na akceptacji otoczenia. Zdystansowanie do siebie wyzwala Cię z lęków, bo uzmysławiasz sobie, że jesteś samodzielną i niezależną jednostką, która może śmiało kroczyć przez życie bez potrzeby udowadniania kim jest. Przecież doskonale to wiesz – miałeś wystarczająco dużo czasu by poznać swoją osobę. Zatem drastycznie parafrazując klasyka, nikt Ci nie wmówi, że białe to czarne, a czarne to białe. Tylko od Ciebie zależy, czy akceptujesz siebie pomimo długiego nosa i nieumiejętności jazdy na łyżkach. Jeżeli pragniesz wpędzać się w kompleksy, to po pierwsze nie ze mną, a po drugie działasz na swoją niekorzyść, jakbyś strzelał sobie samobója, w meczu z podrzędną drużyną z trzeciej ligi.

Poza tym dzięki dystansowi do siebie widzisz, jakie czynności robisz dobrze, ale i kiedy popełniasz błędy, co świadczy o Twoim poczuciu własnej wartości i umiejętności samokrytyki. I można się ze mną nie zgadzać w tym względzie, ale nikt mi nie zaprzeczy, że ludzie traktujący swoje ego i dumę śmiertelnie poważnie nie potrafią bezboleśnie wysłuchiwać krytyki czy żartów pod swoim adresem. Doskonale wiesz, że idealny nie byłeś, nie jesteś i nigdy nie będziesz, co nie oznacza, że będziesz sobie wciąż odpuszczał i powtarzał za każdym razem, gdy pojawiają się schody: „W końcu taki się urodziłem i nic na to nie poradzę!”. Czyli samodoskonalenie tak, perfekcjonizm w żadnym razie. Tego typu postępowanie pozwala Ci nawet śmiać się ze swoich potknięć, bo nie przywiązujesz do nich zbyt dużej uwagi – po prostu wstajesz, otrzepujesz się i idziesz dalej. Uśmiech nie schodzi z Twojej twarzy, bo tak samo możesz śmiać się z siebie, jak i z otoczenia. No i rzecz jasna zapomnij o tych wszystkich fochach w pozycji skręconego jeża z założonymi rękoma, który wzdycha nerwowo raz na jakiś czas, aby dać światu do zrozumienia jak wielce jest urażony. Widziałam wielokrotnie i szczerze powiem, że taką scenkę najlepiej skwituje tytuł artykułu w czasopiśmie dla młodzieży, np. „Ale żenada” lub „Co za obciach”.

Dystans do siebie pomaga w życiu i nawet nie wiesz jak bardzo. Nie przejmujesz się tym, co sądzą o Tobie inni, czy Cię lubią, czy Cię szanują, czy podobają im się Twoje wybory, czy wszyscy będą pamiętać Twoją gafę, i czy aby nie wyjdzie na jaw to, że nie jesteś taki perfekcyjny, za jakiego uchodzisz. Staraj się nie brać tego, co Ciebie dotyczy zbyt poważnie. Nie mam na myśli stania się infantylnym i bujania w obłokach, lecz by nie przywiązywać zbyt dużej wagi do rzeczy, które w ogólnym rozrachunku nie mają znaczenia. Ciesz się zatem tym, że witasz kolejny dzień w zdrowiu i masz okazję wykorzystać go w pełni bez względu na wszystko, co dzieje się dookoła.

 

4 komentarze

  1. Stały czytelnik pisze:

    Szanowna Pani

    Dawno mnie tu nie było, ale proszę się nie martwić. Wróciłem!
    Co u Pani słychać? Chodzi mi o bardziej szczegółowe informacje, niż te dostępne publicznie.
    Jednocześnie, chciałbym wiedzieć, jak układają się Pani relacje z moim serdecznym przyjacielem Emmanuelem. Widziałem go ostatnio i wyglądał na bardzo strapionego. Mogę się tylko domyślać, że chodzi o ekscesy z jego udziałem, które miały miejsce na tej stronie.

    Pozdrawiam

  2. Stały czytelnik pisze:

    Proszę mnie tak ostentacyjnie nie ignorować

    • admin pisze:

      Ależ nikt Pana nie ignoruje, po prostu po przeprowadzce do Warszawy mam bardzo schizofreniczne wrażenie, że mój czas się jednocześnie skurczył, a doba wydłużyła. Mam sporo na głowie i żyję trochę na dwa miasta, więc przepraszam za moje spowolnione reakcje.
      Ale mam nadzieję, że Pan mi wybaczy 😉

  3. Stały czytelnik pisze:

    Szanowna Pani

    Oczywiście, że wybaczam i życzę spokoju.
    Tym niemniej, w dalszym ciągu nie udzieliła Pani odpowiedzi na mojego pierwszego posta.

    Pozdrawiam
    Stały czytelnik

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *