Obiadu nie będzie, a co będzie? – rzecz o przekornej naturze

by Dorota Leszczyńska

Obiadu nie będzie, a co będzie? – rzecz o przekornej naturze

DSC07517

 Zawsze stawiam na swoim! Jakże miałoby być inaczej, niż po mojej myśli, podążającej na przekór temu, co przyjęło się robić w moim otoczeniu. Skoro inni idą w lewo, ja musiałam iść w prawo, a nawet na prawo. I choć do tej pory ta taktyka naprawdę przynosiła efekty, bo płynąc z prądem nie czułam satysfakcji, natomiast będąc głuchą na krytykę, odnalazłam swoją niszę, czuję, że ta przekora tkwiąca we mnie powinna się uspokoić. Widzę, że zagalopowała za daleko, a zatem przyjmijmy, że w końcu dojrzałam do zmiany poglądów.

Do takich wniosków dochodzimy właśnie wtedy, gdy zdążyliśmy przetestować nasze mniej lub bardziej zwariowane czy ambitne plany. Praca, kariera, sukcesy były tymi wyznacznikami w życiu, o których śniliśmy po nocach. Gdy zasmakowaliśmy cudownego życia zawodowego, okazało się, że po powrocie do pustego mieszkania, czujemy pustkę, której nie rekompensuje stan konta, lista kontaktów na linkedin’ie ani kolejne zaproszenie na konferencję branżową. Na przekór powszechnie propagowanemu modelowi rodziny, pokazywaliśmy jak wspaniale jest niezobowiązująco umawiać się z wieloma ludźmi, wiązać się na chwilę, nie bawić się w pieluchy i gotowanie obiadków, lecz szaleć podczas happy hours z drinkiem w ręku. Może po prostu zostaliśmy zaszantażowani przez rynek pracy: „Albo rozwój zawodowy, albo stagnacja w domu!”. Jakby nie było tego idealnego złotego środka; może rzeczywiście go nie ma.

Z jednym mężczyzną do końca życia, to przecież absurd! Zrobi się nudno, później dojdzie irytacja przeplatana obojętnością. Widzę przed oczami te nienawidzące się małżeństwa, które wiąże najbardziej romantyczna na świecie rzecz, a mianowicie wspólny majątek. Znam też pary w związkach nieformalnych połączone wiecznym kredytem hipotecznym. Dlaczego kiedykolwiek miałam o tym marzyć, skoro co chwilę słyszę, że jakiś związek przechodzi kryzys, rozpada się, małżonkowie walczą przed sądem jak Johnny Deep z Amber Heard, a przysięga małżeńska w zasadzie pozostaje niezobowiązującą formułką towarzyszącą hucznemu weselu. Tak odpowiada przekorna kobieta, która boi się swojej ludzkiej twarzy i nie umie przyznać, że potrzebuje stabilizacji. Jeżeli chcemy się do czegoś przekonać, staramy się pokazać jak najwięcej korzyści, które potencjalnie możemy odnieść stosując pewien wzorzec lub plan oraz jak najwięcej zagrożeń pojawiających się w chwili podjęcia innej decyzji. Ta alternatywna opcja staje się bardziej niebezpieczna i zraża niczym czosnek rzucany w stronę wampira.

Wielu z nas chce pozostać niezależnymi indywidualistami. Obawa przed wejściem w społecznie przyjęte standardy postępowania, jak: oświadczenie się, zorganizowanie ślubu połączonego z nieskromnym weselem, założenie rodziny, poświęcenie się opiece nad dziećmi, celebrowanie świąt, chrzcin i komunii, dławi i sprawia, że presja wydaje się zbyt ograniczająca. Kto powiedział, że układanie wspólnego życia musi przebiegać zawsze tak samo. Współczesność  wymyśliła umawianie się przez Internet, wychodzenie na przeciw z innym światopoglądem, partnerstwo w kuchni i za biurkiem, wspólną opiekę nad potomstwem wraz z pomocą z zewnątrz albo traktowanie dziecka z konkubinatu na równi z innymi. Tylko w dalszym ciągu mamy w głowie obraz tej niezłomnej „Matki Polki” i wszechwładnego „Pana Domu”. Dlatego uciekamy ze związków, by nie doprowadzić do ziszczenia się przepowiedni.

Nigdy nie ma tej pewności, że po powrocie się kogoś zastanie, ale można mieć nadzieję, że ktoś czeka. Każdy z nas w głębi duszy pragnie znaleźć się przy odpowiedniej osobie, której zaufa, która będzie się o nas troszczyła i, z którą żaden dzień nie będzie stracony. Po prosu musi ktoś taki istnieć! Nieważne jakimi środkami dojdziemy, by wcielić w życie owo pragnienie.”Jakie to banalne” – powiedziała z przekorą.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *